Kontakt z bankiem (każdym!, poza naszym ulubionym spółdzielczym (MBS w Myszkowie)) ogranicza się do wizyty w bankomacie, korzystania z aplikacji, co najwyżej. W środku jakiegoś banku byłem chyba kilka lat temu. Aż się trafiło...
Kto by pamiętał, że jedyny ING w okolicy czynny od 10:00? Nie tylko ja o tym nie pamiętałem, kwadrans przed 10:00 zaczął się zbierać może nie tłum, ale całkiem sporo osób. "Dzień dobry" "Dzień dobry". Każdy kto wchodzi, wita się z innymi. Czekamy, więc obcy dla siebie ludzie wdają się w niezobowiązujące rozmowy. Wtedy z daleka już widzę, jak do banku toczy się sapiąc starszy mężczyzna. I nie wiek, ale raczej ogromna postura są tu powodem. W samolocie musiałby wg. nowych przepisów niektórych linii lotniczych płacić za dwa miejsca.
Mężczyzna wchodzi bez słowa i od razu próbuje się ustawić przy samych zamkniętych jeszcze drzwiach. -Dzień dobry- mówię do niego. -Dzień dobry -odpowiada burcząc. Poznaję proboszcza od razu i nie pamiętam go z inną miną jak pochmurną. I innego tonu głosu jak burczenie. Proboszcz patrzy w szybę, wciskając się przed kolejkę.
-Ksiądz mnie poznaje? -pytam.
-Poznaję, ale nie mam przyjemności- mówi ksiądz.
-To jak ksiądz nie ma przyjemności, to proszę się ustawić na koniec kolejki, i nam tu nie kaszleć bez maseczki- mówię.
Nie pomogło, ksiądz obombany na cały świat czekał przed szybą i oczywiście wepchnął się bez kolejki, ze swoją wielką czymś wypchaną saszetką.
Ciekawe, czy czytelnicy będą wiedzieć o kogo chodzi? Myszków ma swoje tajemnice, o których nigdy nie mówi się wprost, ale wszyscy wiedzą o co chodzi. Kilka dekad temu nasz kolejkowy bohater miał przydomek "Sprzęgiegło". Nie będziemy wyjaśniać, czym miał na tę ksywkę zasłużyć. Ale miałem kiedyś koleżeńską rozmowę z innym księdzem, z okolicy Myszkowa. Rozmowa była o powołaniach kapłańskich. Obaj doszliśmy do wniosku, że aby być księdzem, trzeba przede wszystkim lubić ludzi.
-W ż,yciu poznałem jednego księdza, jest proboszczem w Myszkowie, który ewidentnie nie lubi ludzi -mówię.
-Wiem o kogo chodzi- odpowiada mój rozmówca.
Nasz kolejkowy bohater znany antysemita, ale chyba nie tylko Żydów nie lubi. On po prostu nie lubi ludzi. W Gazecie Myszkowskiej od dekad mieliśmy okazję opisywać równe kościelne przypadki i wpadki. A to sekta księdza Galusa w Czatachowej (najnowsza sprawa ostatnich lat), a to seria księży- pedofilów w okolicy (Gorzków, Koniecpol -obaj prawomocnie skazani). Ciekawa była historia jak to Paulinii z Leśniowa fałszowali produkty spożywcze, Leśniowskie ciasteczka, pisząc, że są produkowana na "cudownej" wodzie z ze źródła w Leśniowie. Ale zrobił się szum, jak się okazało, że źródło zawiera wodę zanieczyszczoną bakteriami Coli (bakterie kałowe). Sanepid, kontrola i na szczęście okazało się, że Paulini kłamią, woda do ciastek była z wodociągu.
Przez niemal dekadę mieliśmy o czym pisać, dzięki proboszczowi Zenonowi Szymoniakowi, z parafii Nowa Wieś. Ale to była barwna postać! Za PRL handlarz... wszystkim: magnetowidy, samochody. Starsi mieszkańcy dzielnicy Nowa Wieś pamiętają cmentarz z jacuzzi.
Zenon Szymoniak proboszcz z Nowej Wsi, był znany jako przedsiębiorca, majętny posiadacz ziemi i gotówki. Nic dziwnego, że o majątek po zmarłym proboszczu upomniał się syn. Musiał jeszcze wykazać pokrewieństwo, do czego konieczne było wykopanie proboszcza z grobu. Opowieści mówiły, że proboszcz zostawił po sobie więcej potomków, co mu się chwali, choć wtedy jeszcze tak nie zwracało się uwagi na niż demograficzny i coraz bardziej opustoszałe kościoły. W każdym razie tylko jedno jego dziecko zdecydowało się zawalczyć o niemały majątek do którego należała też parafia i kościół, jak się okazało, prywatna własność nieżyjącego księdza. A później jego syna. Kuria jakoś się ze potomkiem księdza dogadała i wierni z dzielnicy mają się gdzie modlić. Taka to była barwna postać, ten nasz Proboszcz z Nowej Wsi, już po śmierci wykopywany z własnego cmentarza.
Zenon Szymoniak zmarł jak już przypomniałem 12 marca 2006 na cukrzycę. Zdarzyło mu się wcześniej nie raz usnąć przy ołtarzu, gdyż mówiąc delikatnie, od alkoholu nie stronił, mimo zaawansowanej cukrzycy. W 2006 roku nie pisaliśmy w Gazecie Myszkowskiej o jego wybrykach już od ładnych kilku lat i los księdza, który miał na koncie dwa wypadki ze skutkiem śmiertelnym (dwie ofiary śmiertelne) mało nas obchodził.
Stoję więc sobie w banku, czekam w kolejce grzecznie, a tu wpycha się kolejkowy proboszcz, który "nie ma przyjemności". I od razu mi się przypomniało, że jak zmarł w 2006 roku ksiądz Szymoniak Józef, to wspominając kolegę mój kolejkowy bohater miał w kościele powiedzieć, że "księdza Zenona Szymoniaka zamęczyli komuniści, a do jego śmierci przyczynił się redaktor Mazanek". Opowiedział mi tę mszę "żałobną" jeden z parafian, tak mi się teraz przypomniało, jak zobaczyłem kolejkowego antysemitę w banku. Mój komentarz wtedy był taki: nigdy z Szymoniakiem nie piłem wódki, nie pisałem o nim nic od kilku lat, to co mnie do tego, że się zapił na śmierć? Warto odnieść, się też do fałszywej martyrologii, tezy kolejowego proboszcza, że "Szymoniaka zamęczyli komuniści". Z komunistami, w czasach PRL to on żył w wielkiej przyjaźni i symbiozie, jak zresztą wielu księży.
O księdzu Zenonie Szymoniaku, którego znałem, mój teść i teściowa nawet bardzo dobrze, pisaliśmy ponownie 6 lat po jego śmierci, gdy musiał opuścić mokry grób w celu potwierdzenia ojcostwa. Złożył zeznania i wrócił do grobu. A to jeden z artykułów który opisuje tę historię:

Napisz komentarz
Komentarze