NIE CHCĘ PĄCZKÓW, CHCĘ NORMALNOŚCI
W piątek 3 grudnia, przed drugą turą wyborów, odwiedzili mnie młodzi ludzie, którzy w imieniu jednego z kandydatów chcieli mnie poczęstować pączkami. Podziękowałam im za te słodycze, bo ich nie chciałam. Zamiast pączków chcę bowiem normalności. Chcę odśnieżonych ulic, chodników którymi w zimie da się przejść, czystych i ciepłych autobusów miejskich. Bo jak jest w rzeczywistości, nie trzeba chyba nikomu wyjaśniać. Tak jest np. u mnie, na ulicy Siewierskiej. Przed wyborami wszyscy przedstawiają się jako uczciwi, aktywni, prężni społecznicy. Ich zapał gaśnie z chwilą ogłoszenia wyników wyborów. Przykład? Niedawno przez cztery dni nie świeciły latarnie na ulicach Galenowej, Palmowej, Kwarcowej i Sikorka. Zadzwoniłam w końcu do Zakładu Energetycznego, bo szkoda mi m.in. tych dzieci co po ciemku na roraty chodzą. Okazało się, że o awarii nie wiedzieli, przyjęli zgłoszenie i za kilka godzin światło było. Zapytałam przy okazji czy jeszcze ktoś prócz mnie dzwonił w tej sprawie. Odpowiedzieli mi w „Enionie”, że nie. Z mojego okręgu kandydowało chyba z 30 osób na radnych. Wszyscy społecznicy. I co? Żaden, kiedy nie dostali się do Rady Miasta już się dzielnica nie interesuje? Co się stało? O co poszło? O kasę? Obrazili się, że wyborcy na nich nie zagłosowali? Może faktycznie niech radnymi będą tylko społecznicy, którzy nie będą pobierali diet. Wtedy i chętnych nie będzie aż tylu, a pracować faktycznie będą tylko społecznicy. Może wtedy będzie wreszcie normalnie. Wtedy wejdą do rady ludzie, którzy będą naprawdę dbali o to miasto, dla których dobro miasta, czy dzielnicy będzie naprawdę ważne.
13.12.2010 10:25