Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 19 grudnia 2025 16:36
Przeczytaj!
Reklama
Reklama
Reklama

TO JEST NASZA PRYWATNA ALE PUBLICZNA DROGA

(gm. Żarki) Taki wniosek wyciągają Anna i Ryszard Makuchowie – właściciele gruntów, na których gmina Żarki wybudowała im asfaltową drogę. W dodatku ze środków ministerialnych na usuwanie skutków klęski żywiołowej. –Komu powódź na prywatnych, leśnych gruntach przeszkadzała? Od kiedy to środki publiczne wykorzystywane są na prywatnym terenie? – pytają zgodnie małżonkowie tuż po rozprawie sądowej, wzywającej gminę Żarki do próby ugodowej. Żaden przedstawiciel żareckiego magistratu na wyznaczonym przez Sąd Rejonowy w Myszkowie terminie się nie stawił, bo… nie musiał, a i – jak się okazało - propozycje nie były dla gminy atrakcyjne.      
Podziel się
Oceń

(gm. Żarki) Taki wniosek wyciągają Anna i Ryszard Makuchowie – właściciele gruntów, na których gmina Żarki wybudowała im asfaltową drogę. W dodatku ze środków ministerialnych na usuwanie skutków klęski żywiołowej. – Komu powódź na prywatnych, leśnych gruntach przeszkadzała? Od kiedy to środki publiczne wykorzystywane są na prywatnym terenie? – pytają zgodnie małżonkowie tuż po rozprawie sądowej, wzywającej gminę Żarki do próby ugodowej. Żaden przedstawiciel żareckiego magistratu na wyznaczonym przez Sąd Rejonowy w Myszkowie terminie się nie stawił, bo… nie musiał, a i – jak się okazało - propozycje nie były dla gminy atrakcyjne.

 

Anna i Ryszard Makuchowie są właścicielami kilku nieruchomości w Wysokiej Lelowskiej od 1980 roku. Działki, które w zasadzie stanowią granice dwóch sołectw – Wysokiej Lelowskiej i Ostrowa - w planie przestrzennego zagospodarowania są oznaczone jako grunt pod zabudowę mieszkaniową, a odcinek przez którą przebiega wybudowana na dziko przez gminę droga, to grunty rolno-leśne z możliwością zabudowy zagrodowej. W ubiegłym roku państwo Makuchowie postanowili część działek sprzedać i wtedy dowiedzieli się, że przez ich nieruchomość przebiega asfaltowa droga.

 

- Wszyscy tylko pouczają nas, że się nie interesujemy swoim i nie wiemy co mamy. Naszym obowiązkiem jest zapłacić nakaz podatkowy, a nie jeździć co tydzień i sprawdzać co się dzieje na miejscu. Nie mieszkamy w gminie Żarki, a w Myszkowie – wyjaśnia Anna Makuch, a jej mąż dodaje, że ten brak zainteresowania wynikał głównie z problemów zdrowotnych, z którymi zmagali się od kilku lat. Właściciele nigdy nie zastanawiali się nad tym, by teren ogrodzić, bo nie przyszło im do głowy, że ktoś może naruszyć ich prawo własności. – Z racji tego, że działki graniczą z drogą gminną z Ostrowa, ludzie przez nie przechodzili, skracając sobie drogę. Wydeptywane i rozjeżdżane są nasze dukty, bo tak jest ludziom wygodniej. Ci co mieszkają są świadomi, ale turyści i przyjezdni nie są świadomi i chodzą gdzie im odpowiada. Teren był zbyt duży na to, by go ogrodzić i w którymś momencie zostało to przez gminę wykorzystane - dodaje Ryszard Makuch.

 

W 2010 roku na leśnym dukcie, przebiegającym przez działki państwa Makuchów, położony został asfalt. W mniemaniu żareckich urzędników prywatny dukt, to była droga gminna, która teraz stanowi dojazd od drogi powiatowej prowadzącej z Żarek do Przybynowa, do drogi gminnej w Ostrowie, dalej do gminy Poraj.

 

- Jeśli gmina miałaby wszędzie, gdzie ludziom wygodnie chodzić, asfaltować ścieżki, to mielibyśmy wszystko wyasfaltowane. Urzędnicy jeśli mieli zamiar wyasfaltować nam działkę, powinni się z nami skontaktować, ale nie skontaktowali się w ogóle. Gdyby gmina chciała rozmawiać, moglibyśmy się dogadać, wytyczyć inny ślad drogi, by pozostałe działki były użyteczne. A tak pozabierali po kawałku i straciły całkowicie wartość. Wilk byłby syty i owca cała – mielibyśmy całą działkę, a gmina miałaby drogę. W dodatku na dwóch działkach powstała na dziko droga rowerowa, drzewa są oznaczone! To kpina! Na pozostałych działkach też tak jest, ludzie jadą duktem i w pewnym momencie szlak się kończy, bo jest zarośnięte – wyjaśniają państwo Makuchowie.

 

W lutym na wyasfaltowanej drodze odbyła się wizja lokalna. Jak wyjaśniają małżonkowie na wizji był burmistrz Żarek Klemens Podlejski, pracownik urzędu i sołtys Ostrowa. - Sołtys z Ostrowa miał najwięcej do powiedzenia, a powinien wypowiadać się ten z Wysokiej. Twierdzą, że droga istniała od 50 lat, była utrzymywana w przejezdności przez cały okres, były remonty ze środków budżetu gminy Żarki – skarżą się właściciele zajętej działki i dodają, że w latach 80. minionego wieku zalesiali ten teren. - Gmina twierdzi, że te drzewa to były samosiejki. My przecież sadziliśmy te drzewa w rzędach, prostopadle do drogi powiatowej, nie rosną przypadkowo – mówi Ryszard Makuch. Przez część nieruchomości przebiega także droga powiatowa, której stan prawny uregulowany został dopiero w 2006 roku. Wtedy to doszło do wykupu gruntu przez Skarb Państwa, a państwo Makuchowie otrzymali odszkodowanie. Przez działki przebiega także rów melioracyjny. Na mapach jest też nieutwardzona droga gminna. Choć faktycznie jej nie ma, bo jest zalesiona, zaniedbana, są na niej dziury i mnóstwo śmieci.

 

- Skoro w 2006 roku robili wywłaszczenie drogi powiatowej, to dlaczego nikt nie stwierdził, że istnieje droga łącząca tę powiatową z drogą z Ostrowa? Gdyby ta droga istniała w takim stanie jak teraz, byłaby jakakolwiek informacja w dokumentach, a nic takiego nie ma. PZD nie dysponuje dokumentacją drogi gminnej w ciągu ulicy Kolejowej. Oświadczyli, że to gmina powinna mieć tę dokumentację. A gmina żadnych praw do dysponowania gruntem nie ma – dodaje Anna Makuch.

 

Jak wyjaśniają małżonkowie, żareccy urzędnicy powołują się na te same przepisy co burmistrz Koziegłów, który też wybudował drogę mieszkańcom na ich gruncie. Tyle, że Ślęczka w sądzie przegrał. Żarki korzystają z tych samych argumentów. Czy słusznie? - Droga musiałaby być w 1998 roku urządzona, nie na zasadzie duktu. Powinna mieć utwardzoną nawierzchnię, urządzone pobocza. Musiałaby istnieć odpowiednia decyzja Wojewody, która stanowi podstawę wpisu w Księdze Wieczystej i podziału nieruchomości. Skoro droga istniała w 1998 roku, powinna gmina dysponować stosownymi dokumentami. Istnieje tzw. książka drogi w PINB i są w niej nieścisłości. Zgodnie z datą założono ją w 2008 roku, czy to znaczy, że droga wcześniej nie istniała skoro jej nie skatalogowano? Książka drogi powstaje w momencie powstania drogi – tak myśląc logicznie być powinno. Ponadto ten wyasfaltowany odcinek od drogi powiatowej do granicy z gminą Poraj ma ok. 400m. A w książce jest napisane ponad 600m. Nie nastąpiła też zmiana numeracji działek, w Księgach Wieczystych nadal jesteśmy my – argumentują Makuchowie, którzy zastanawiali się już także nad podjęciem drastycznych kroków – takich jak zamontowanie szlabanu, zagrodzenie drogi. - Drogi nie można zagrodzić, bo policja stwierdziła, że byłoby to zagrożenie dla ruchu, ponieważ jest to droga publiczna. Jeśli ktoś sobie krzywdę zrobi, to my poniesiemy odpowiedzialność. To absurd, bo z niczego nie wynika, że to jest droga publiczna – skarży się Ryszard Makuch.

 

- Państwo byli w gminie i próbowali podejmować dialog. Przyjęto ich bardzo niekulturalnie. Powiedziano im, że na remont tej drogi gmina nie musi posiadać żadnych dokumentów, bo to było usuwanie skutków powodzi, a oni (gmina – przyp. red.) u siebie mogą robić co im się podoba. Gminie powinno zależeć, by polubownie to uregulować, dlatego wystąpiliśmy z zawezwaniem do próby ugodowej. Obejmuje ono roszczenie o korzystanie z nieruchomości, zapłatę za drzewa i ewentualnie jest też roszczenie o przywrócenie nieruchomości do stanu pierwotnego – nasadzenie 20-letnich drzew; jest też kwestia wykupienia tego gruntu. To propozycja zawierająca kilka roszczeń, w tym roszczenia alternatywne. I gmina nawet nie raczyła pojawić się, by powiedzieć, że te propozycje są nie do przyjęcia, albo że proponują coś innego. To zatrważające – wyjaśnia Eliza Frąckowicz, adwokat reprezentująca poszkodowane małżeństwo.

 

Trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jeden istotny aspekt. Ta droga wyasfaltowana została ze środków ministerialnych na usuwanie skutków powodziowych. - To marnotrawstwo środków finansowych. To był zadrzewiony teren i ta powódź nikomu tam nie szkodziła – mówi Anna Makuch i dodaje: - Ludzie jeżdżą, a my płacimy podatki. Gmina naruszyła święte prawo własności. Urząd to nie prywatny folwark.

 

W lutym tuż po wizji lokalnej poprosiliśmy Katarzynę Kulińską-Plutę, rzeczniczkę żareckiego urzędu o komentarz do sytuacji. - Działki nr 4014 i 4017/1 położone w Wysokiej Lelowskiej leżą w ciągu ul. Kolejowej w Ostrowie, stanowią połączenie tej ulicy – drogi D-74 z droga z powiatową i od wielu lat były w części użytkowane jako droga dojazdowa przez mieszkańców Ostrowa. Przejazd przez te działki stanowi jedyne i najprostsze połączenie drogi D-74 w Ostrowie z drogą powiatową. Wielokrotnie prowadzone były prace remontowe związane z utrzymaniem przejezdności i poprawą stanu drogi D-74 w Ostrowie jak również odcinka biegnącego przez ww. działki. W 2001 i 2002 roku prowadzone były prace polegające na odbudowie drogi w związku z powodzią, która miała miejsce w 2001r. – prace te obejmowały również drogę zgodnie z jej istniejącym przebiegiem. Ww. prace nigdy nie spotkały się ze sprzeciwem państwa Anny i Ryszarda Makuch ani innych osób – wyjaśniła rzeczniczka.

 

Tuż po rozprawie sądowej, która odbyła się 2 kwietnia zapytaliśmy rzeczniczkę dlaczego na terminie nie stawił się żaden przedstawiciel gminy. - Państwo Makuch zawezwali Gminę Żarki do zawarcia ugody w ramach postępowania pojednawczego. W ramach postępowania pojednawczego przeprowadza się posiedzenie, z którego sporządza się protokół, jeżeli dojdzie do zawarcia ugody. Warunki przedstawionej przez państwa Makuch ugody były nie do zaakceptowania przez gminę Żarki, zatem wobec braku obowiązkowego stawiennictwa przedstawiciel gminy nie był obecny na wyznaczonym posiedzeniu – napisała Katarzyna Kulińska-Pluta.

 

Państwo Makuch zapowiedzieli, że dalej będą walczyć o swoje prawa w sądzie. Tym razem ręki do gminy wyciągać już nie będą.

 

Katarzyna Kieras

 


Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: StaryTreść komentarza: Baje, baje bajeczki . Panowie Redaktorzy! Proponuje wleźć na dane giełdy towarowej (sztuczna AI pomoże) Tam jak byk zobaczycie, że cały rynek Europejski potrzebuje kilka małych pociągów wolframu oraz chromu. I że największym producentem tychże od 30 lat są Chiny, w których koszty wydobycia i wyprodukowania są kilkanaście razy niższe niż w Europie (za sprawą cen energii i kar za CO2). Jeśli wiec taki Chińczyk przywiezie jeden taki pociąg wiece niż zwykle, to ceny rynkowe spadną co najmniej o połowę, albo i jeszcze dalej. O konkurowaniu więc takim krajem jak Chiny - tak to są zwyczajne bajki. I pozamiatają oni jakakolwiek konkurencję zanim ta wykopie pierwszą dziurę w ziemi. W dodatku Polska tych metali już od kilkunastu praktycznie nie potrzebuje,.Bo w naszym kraju zlikwidowano jak się wydaje nieodwracalnie hutnictwo. Dlatego Redaktory nauczcie się obsługiwać jakąkolwiek AI , a ta wam na te pomysły otworzy szerzej oczęta. Powtarzam raz jeszcze nie mamy górników, hutników, energii, oświata zawodowa to fikcja, A w takiej np Zawodówce żaden z uczących tam inżynierów na własne oczy(zawodowe) nie widział jakiejkolwiek produkcji (bo z tego co wiem ani jeden nie pracował w jakiejkolwiek fabryce ). CZYLI FIKCJA REDAKTORZY- F I K C J A. PS. W tym całym wale chodzi o co innego, ale o tym już wam sygnalizowałem. Tylko widzę że ludziom co fabryki , i produkcji na oczy nie widzieli, nie da się tego najwyraźniej wytłumaczyć. Dobrego samopoczucia Redakcji życze, - tylko co wy napiszecie jak wyjdzie na moje.??? Wiecej tu nie bedę się produkował, bo nie widzę najmniejszego sensu.Data dodania komentarza: 16.12.2025, 20:28Źródło komentarza: Zawiercie szuka pieniędzy na budowę hali. Myszków nie wie jak sfinansować basen na Dotyku Jury. Kopalnia to dla każdego z miast przynajmniej 30 mln rocznieAutor komentarza: #NienawisZabijaTreść komentarza: 103 lata temu sympatyk skrajnej PRAWICY zastrzelił pierwszego Prezydenta II RP, Gabriela NarutowiczaData dodania komentarza: 16.12.2025, 16:46Źródło komentarza: Brunatny atak na Ślōnsko Ambasada w Katowicach J Autor komentarza: RedakcjaTreść komentarza: Zyski tylko dla Myszkowa to co najmniej 300 mln zł w 10 lat (a realnie nawet 2x więcej). Nie licząc zarobków pracowników, firm kooperujących. A projekt jest na 50 do nawet 100 lat. Więc chodzi o zyski ogromne, a nie o symboliczne "srebrniki". Złoże jest w bardzo korzystnych geologicznie skałach granitowych, w których nie ma wody (tzw. skały bezwodne) więc nie można zanieczyścić czegoś, czego tam nie ma. Wyżej położone zasoby wody pitnej w niczym nie są zagrożone, ale żeby w to uwierzyć, trzeba mieć zaufanie do nauki, do naukowców i inżynierów, a nie do polityków PiS jak Jadwiga Wiśniewska, którzy straszą mieszkańców wybuchami, zniszczeniem Jury, ogólnie jakby kopalnia miała wywołać Koniec Świata.Data dodania komentarza: 16.12.2025, 14:21Źródło komentarza: Zawiercie szuka pieniędzy na budowę hali. Myszków nie wie jak sfinansować basen na Dotyku Jury. Kopalnia to dla każdego z miast przynajmniej 30 mln rocznieAutor komentarza: CzytelniczkaTreść komentarza: Pięknie wydane 😍Data dodania komentarza: 15.12.2025, 17:25Źródło komentarza: Na jesienne wieczory polecamyAutor komentarza: StopTreść komentarza: Okropne polityka tak ludzi podzieliła ? Tak jak przed drugą Wojną Światową pojawia się skrajny nacjonalizm – ideologia „my kontra oni”, przekonanie o wyższości jednych nad innymi. Stop skrajnemu nacjonalizmowiData dodania komentarza: 15.12.2025, 17:21Źródło komentarza: Brunatny atak na Ślōnsko Ambasada w KatowicachAutor komentarza: StaryTreść komentarza: ZA 30 SREBRNIKÓW MAMY ODDAĆ CAŁĄ CZYSTĄ WODĘ, ZATRUĆ HAŁDAMI POWIETRZE I NARAZIĆ NASZE BEZPIECZEŃSTWO SPROWADZANYMI EMIGRANTAMI. NO RZECZYWIŚCIE REDAKCJA STANĘŁA NA WYSOKOŚCI ZADANIA (tak jak to sama zapowiadała) . G R A T U L U J E !!!! G R A T U L U J E !!!!!!Data dodania komentarza: 15.12.2025, 16:15Źródło komentarza: Zawiercie szuka pieniędzy na budowę hali. Myszków nie wie jak sfinansować basen na Dotyku Jury. Kopalnia to dla każdego z miast przynajmniej 30 mln rocznie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama