(Warszawa, Sokolniki) Od 11 lat Mateusz Wołek z Sokolnik jest sparaliżowany, po tym jak 2 czerwca 2003 roku uległ wypadkowi na wycieczce szkolnej. Szesnastu uczniów Gimnazjum w Sokolnikach, dwie nauczycielki i nauczyciel wybrali się wtedy na wycieczkę w Pieniny. Podczas spływu Dunajcem tratwa kierowana przez pijanego flisaka (miał 2,3 promila alkoholu w organizmie) wywróciła się. Jeden z gimnazjalistów utonął, a Mateusz Wołek, który zbyt długo przebywał pod wodą, został na skutek niedotlenienia mózgu sparaliżowany. Sąd Apelacyjny w Warszawie kilka tygodni temu wydał ostateczne, prawomocne rozstrzygnięcie w tej sprawie. Na mocy wyroku gmina Niegowa – organ prowadzący Gimnazjum w Sokolnikach - ma wypłacić za wypadek ponad 1 milion 300 tysięcy złotych odszkodowania.
Sprawa ciągnęła się przez wiele lat. Dość powiedzieć, że pierwszy wyrok przyznający Mateuszowi Wołkowi odszkodowanie zapadł już w 2006 roku. Rok temu Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał wyrok w mocy, ale gmina Niegowa złożyła od niego odwołanie.
- Odwołaliśmy się, bo gminy nie stać na takie odszkodowanie. Dochody własne gminy to tylko 4,5 mln zł, razem z dotacjami unijnymi cały budżet gminy to niecałe 20 mln zł, a 3 mln rocznie dokładamy do oświaty – tłumaczył w 2013 roku wójt Krzysztof Motyl. Podczas ostatniej sesji Rady Gminy Niegowa, we wtorek 27 maja, informując radnych o wyroku, podkreślał, że Mateuszowi Wołkowi odszkodowanie jak najbardziej się należy, podtrzymywał jednak, że jego zdaniem to nie gmina powinna ponieść konsekwencje finansowe z tytułu wypadku. Wskazywał, że winny tragedii flisak został co prawda skazany, ale nie poniósł żadnej odpowiedzialności materialnej, a o odszkodowanie nie zwracano się do Stowarzyszenia Flisaków, w którym był zrzeszony, tylko do Urzędu Gminy, jako organu prowadzącego szkołę. Choć z wyrokiem sądu wójt Motyl nie polemizuje, już zapowiada walkę o odzyskanie kwoty, jaką gmina wyda na odszkodowanie.
Gazeta Myszkowska: - Co dokładnie wynika z wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie?
Krzysztof Motyl, wójt gminy Niegowa: - Wyrok odrzuca apelację gminy i przysądza na rzecz poszkodowanego Mateusza Wołka 690 tysięcy zadośćuczynienia plus odsetki i koszty postępowania, tak że suma stanowi prawie 1 milion 300 tysięcy złotych.
GM: - Zapowiada Pan, że będziecie próbowali odzyskać te pieniądze. W jaki sposób? Od kogo?
K.M.: - Będziemy się starali. W tej chwili zleciłem naszej kancelarii radców prawnych żeby podjęli działania, zorientowali się, o postępowaniu w celu odzyskania tych środków. Chodzi o to m.in., że ten flisak był pijany. Nie dopilnował liczby dzieci, nie były zabezpieczone kapoki. Będziemy, nie wiem, czy Zrzeszenie Flisaków podawali w pierwszej kolejności. Następnie wystąpiliśmy do ubezpieczycieli gminy i szkoły z 2003 roku o polisy, żeby nam je udostępnili, bo nasze zostały już zarchiwizowane. Do Ministerstwa Edukacji i Kuratorium dzwoniono, czy jest możliwość, czy to z MEN-u, czy z Ministerstwa Finansów, pozyskania środków, w związku z tym, że jakby nie było dyrektor szkoły jest pracownikiem samorządowym, natomiast nauczyciel jest pracownikiem państwowym.
GM: - Padają głosy, że może nie trzeba było się „na siłę” procesować, tylko wypłacić zasądzoną w 2006 roku kwotę 690 tys. złotych, uniknęłoby się odsetek, kosztów sądowych.
K.M.: - Ja nie byłem wtedy wójtem, wyrok był nieprawomocny, z tego co wiem nastąpiło ubezwłasnowolnienie osoby, która występowała o odszkodowanie, czyli Mateusza Wołka, w związku z tym proces musiał być wznowiony.
GM: - Czy to prawda, że ze strony rodziny padały propozycje ugody w wysokości 100 tysięcy złotych? (Tak twierdził podczas sesji Artur Mazur, który prawdopodobnie będzie rywalem Krzysztofa Motyla w walce o fotel wójta, w najbliższych wyborach samorządowych – przyp. red.)
K.M.: - Do mnie nigdy takie propozycje nie dotarły. My jako gmina zatrudniliśmy syna pana Wołka do rehabilitacji nad swoim bratem. Natomiast nie ukrywam, że kilkakrotnie ja próbowałem skontaktować się z rodziną, kilka razy byłem z panem sekretarzem też, w jakiś sposób unikano rozmowy ze mną, mówiąc, że od tego jest ich kancelaria adwokacka.
GM: - Jakie konsekwencje rodzi dla gminy ten wyrok? To jest duża kwota.
KM: - Wiadomo, że gmina teraz musi z czegoś zrezygnować. Zastanowimy się nad zadaniami, które w Wieloletnim Planie Inwestycyjnym planowaliśmy dla terenu całej gminy, m.in. nad salami gimnastycznymi czy innymi większymi inwestycjami, które rodziłyby poważniejsze zobowiązania. Natomiast, jak podkreślam, nie odstąpimy od tego, żeby odzyskać w jakiś sposób te środki, które naszym zdaniem gmina niesłusznie poniosła. Mateuszowi Wołkowi się słusznie należy, na rehabilitację, na inne zadośćuczynienia. Natomiast uważamy, że w tym postępowaniu to nie gmina powinna ponieść konsekwencje finansowe z tytułu tego wypadku (…) Z wyrokiem się nie dyskutuje. Najpierw trzeba go zapłacić, a dopiero potem szukać tych środków, żeby je w jakiś sposób odzyskać.
GM: - Jak zamierzacie uregulować tę kwotę? Jednorazowo? W transzach?
K.M. - Mamy ugodę na transze po 200 tysięcy złotych, z ostateczną spłatą do końca roku. I zapłacimy. Nie mamy innego wyjścia, musimy to zrobić.
URZĘDNICY JUŻ SZUKAJĄ PIENIĘDZY
Na prośbę wspomnianego wyżej Artura Mazura skarbnik gminy Cecylia Lampa przedstawiła co złożyło się na kwotę zasądzonego odszkodowania. I tak kwota główna to 690.000,00 zł., odsetki wyniosły 602.767,02 zł., zwrot kosztów procesu dla poszkodowanego (zastępstwo procesowe) to kolejne 16.277,00 zł. oraz koszty Skarbu Państwa 34.631,00 zł.
By wywiązać się z obowiązku zapłaty, radni podczas sesji jednogłośnie podjęli decyzję o zaciągnięciu kredytu na 10 lat, w kwocie blisko 942 tysięcy złotych. Pieniądze potrzebne są na konieczne przesunięcia w budżecie, taka bowiem kwota musi zostać „zdjęta” z zaplanowanych zadań inwestycyjnych, by można było zapłacić odszkodowania. Kredytu bezpośrednio na odszkodowanie gmina zaciągać nie może. Co warte podkreślenia, żaden z radnych, którzy jednogłośnie wyrazili zgodę na kredyt, nie podważał zasadności wypłaty odszkodowania dla Mateusza Wołka. Na sali żaden z nich tego głośno nie artykułował, ale już po sesji wielu krytykowało jednak urzędników gminnych „za upór”, który doprowadził do olbrzymiego wzrostu odsetek. Mając właśnie to ostatnie na uwadze, rok temu władze gminy Poraj zawarły w ubiegłym roku „głośną” ugodę z rodziną chłopca, który po wypadku na gminnej drodze także został sparaliżowany.
Z rodziną Mateusza Wołka nie udało nam się skontaktować do momentu zamknięcia tego wydania gazety. Tata Mateusza i on sam przebywają na turnusie rehabilitacyjnym, brat nie odbierał telefonu. Nie wiadomo zresztą, czy chcieliby komentować zaistniałą sytuację. Już wcześniej obawiali się oskarżeń, że „dorobili się na tragedii”. Naszym zdaniem niepotrzebnie. Zbyt łatwo oceniającym „życzliwym” w takiej sytuacji zadalibyśmy tylko jedno pytanie: czy chcieliby znaleźć się w położeniu Mateusza i jego rodziny? Przez wiele lat rodzice i cała rodzina Mateusza ponosili niemałe koszty leczenia i rehabilitacji. To kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie. Korzystnego rozstrzygnięcia sądu nie doczekała matka chłopaka – Krystyna Wołek, zmarła w 2009 roku. Mateusz w dalszym ciągu nie mówi, jest sparaliżowany, ale jego rehabilitacja przynosi efekty. Rozumie, może oglądać telewizję. 16-letni w chwili wypadku chłopiec to dziś 27-letni mężczyzna. Pełnego zdrowia nie wrócą mu żadne pieniądze.
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze