(Myszków) To niestety nie primaaprilisowy żart. Od 1 kwietnia jedyny w Myszkowie parking strzeżony na Wierzchowinie przestał istnieć. Samochody co prawda można nadal tam zostawiać, z tym, że nikt już ich nie pilnuje. Przez 17 lat zajmował się tym Marian Żmuda. Do decyzji o rezygnacji z interesu zmusiły go jednak po społu rachunek ekonomiczny i nieugięta postawa Myszkowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, od której Marian Żmuda dzierżawił teren pod parking.
- O zmianę warunków dzierżawy terenu parkingu na Wierzchowinie starałem się od lata ubiegłego roku – podkreśla Marian Żmuda. Jak mówi, osób zostawiających samochody pod jego opieką jest coraz mniej. Parking, który z powodzeniem pomieściłby ponad sto samochodów dziś nie jest zapełniony nawet w połowie. - Kiedyś samochody stały po całej koronie, po jednej stronie korony to stały same auta dostawcze. Dziś jest zupełnie inaczej. Jak ktoś ma pustego dostawczaka, to zostawia pod blokiem, zostawia tu dopiero jak jest załadowany towarem – wspomina. – W związku z tym, że samochodów na parkingu ubywa i powoli zaczyna brakować na opłaty, do Myszkowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej wystąpiłem pisemnie z propozycją, by parking o połowę zmniejszyć. Automatycznie dzierżawa za parking byłaby mniejsza, a to nasz podstawowy koszt. MSM nie wyraziła na to zgody, zatem później pisaliśmy o zmniejszenie kosztów dzierżawy. Jeśli mamy około 50 samochodów, to mamy z abonamentu około 5,5 tysiąca złotych brutto. Z tego do spółdzielni idzie około 3,7 zł. Za 1,8 złotych brutto jakie pozostaje za bardzo się „nie naskacze”. Tym bardziej, że od tej kwoty trzeba znów odliczyć na ubezpieczenie, za oświetlenie i ogrzanie. Co zostanie za te 720 godzin w miesiącu, które trzeba przesiedzieć? I nie ważne czy dzień powszedni czy święta? A siedzi się tu dzień i noc. Tu nie może być tak, że kogoś nie będzie nawet 5 minut, zawsze ktoś jest. To nie jest tylko pilnowanie, to jest przede wszystkim odpowiedzialność. Przez 17 lat – bo 8 kwietnia minęłoby 17 lat działalności parkingu nie usiedliśmy w rodzinie wspólnie do Wigilii, bo zawsze kogoś przy stole nie było – mówi z żalem Marian Żmuda. - Złożyłem wypowiedzenie z końcem lutego, ale chodziłem jeszcze do spółdzielni i prosiłem by „nie kłaść” parkingu, bo wiem, ile kosztowało pracy, by powstał. Chciałem dojść do jakiegoś porozumienia. 25 marca zebrał się jeszcze raz zarząd spółdzielni, ale ostatecznie nie wyrażono zgody na żadną obniżkę.
Z tego co mi powiedziała pani prezes, będą się starali ogłosić na ten teren przetarg i może pół parkingu dadzą pod inną działalność? Z tym, że to były pomysły moje, z czasów kiedy chciałem ratować ten parking w takiej formie jak funkcjonował - dodaje.
Marian Żmuda podkreśla, że przez cały czas, kiedy funkcjonował na Wierzchowinie parking strzeżony nikomu nic się tu nie stało. Nie zginął żaden samochód, żaden nie został uszkodzony. - Dlatego miałem dosyć dużą zniżkę ubezpieczeniową, płaciłem około 4 tysięcy złotych za rok. Ktoś bez zniżki jak tu przyjdzie po mnie, będzie musiał zapłacić 10 tysięcy. Będzie mu się opłacać? Bez ubezpieczenia to chyba tylko ktoś niepoważny by się zdecydował na prowadzenie takiego interesu. A ja miałem nawet ubezpieczenie od nieszczęśliwych wypadków, jakby ktoś wysiadł z samochodu, przewrócił się na parkingu i np. nogę złamał.
PARKOWANIE TAŃSZE NIŻ… SIKANIE
- Spółdzielnia proponowała mi, żebym zwiększył opłaty. Ale to byłby błąd. Bo tu parkują nie tylko zamożni ludzie, także właściciele Tico, Seicento. To, co ja bym zwiększył, to by mi od razu ubyło, byłbym w tym samym miejscu. Chciałem - gdyby spółdzielnia obniżyła mi koszty – zrobić promocję, spróbować ściągnąć nowych parkujących. Chciałem zmniejszyć abonament do 99 złotych, by nie przekraczał „stówy”, bo teraz to jest 110 złotych. To miała być taka promocja do końca roku. Tu dużo osób samochodami służbowymi stoi. To jakby ktoś za takie auto służbowe zapłacił 99 złotych i odliczył VAT, to by mu wyszło po 2 złote za dobę na strzeżonym i ubezpieczonym parkingu. Za dwa złote za przeproszeniem nawet nie skorzysta się na mieście z toalety, bo prócz tego, że trzeba za to zapłacić, to jeszcze uregulować opłatę za postój przed dworcem – podlicza Marian Żmuda. - Kto będzie chciał może nadal zostawiać tu samochody, bo to nie mój teren, tylko spółdzielni, tyle, że będzie tu teraz ciemno i nikt nie będzie pilnował - dodaje.
Mieszkańcy zostają na lodzie
Likwidacja parkingu, który wpisał się w historię miasta nie jest dobrą wiadomością dla mieszkańców Myszkowa. Przynajmniej część z nich MSM przez swoją nieugiętą postawę postawiła przed trudnym faktem dokonanym, że nie ma już gdzie zostawić samochodów pod całodobową opieką. Do Myszkowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej wysłaliśmy pytania o plany, jakie ma wobec terenu, jak Zarząd MSM chce zapewnić bezpieczeństwo pojazdów, dotychczas parkujących na strzeżonym. Na maila z 27 marca Zarząd MSM nie odpowiedział, mimo ponagleń telefonicznych. Chcieliśmy wiedzieć czy jeśli pozostanie tam parking, to na jaką ilość samochodów? Dociekaliśmy czy MSM będzie szukać nowego dzierżawcy terenu, a jeśli tak to kiedy, w jakim trybie i czy na taką samą działalność. Do momentu zamknięcia tego numeru nie otrzymaliśmy odpowiedzi, mimo, że Prezes Elżbieta Matysiewicz osobiście zapewniała nas jeszcze we wtorek 1 kwietnia, że odpowiedź otrzymamy następnego dnia. Brak stanowiska MSM w tej sprawie to naszym zdaniem ignorowanie potrzeb mieszkańców. Ich samochody z dnia na dzień straciły bezpieczne miejce postoju, czym Prezes MSM Elżbieta Matysiewicz wydaje się nie przejmować.
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze