Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 17 grudnia 2025 17:19
Przeczytaj!
Reklama
Reklama
Reklama

ZAPALENIE OPON, NIE ANGINA

(Myszków) Za pierwszym razem, gdy Eulalia Stalmacka wezwała pogotowie do męża, lekarka myszkowskiego pogotowia, które należy do publicznego SP ZOZ, rozpoznała u pana Zbigniewa jedynie nadciśnienie tętnicze i anginę. Czy rodzina z powodu anginy niepotrzebnie wzywała pogotowie ratunkowe? Nie. Pan Zbigniew choć ma 72 lata nigdy na nic przewlekle nie chorował, jak na swój wiek był „okazem zdrowia”. Nawet na ciśnienie nie narzekał, nie bolało go gardło. Więc skąd „nadciśnienie tętnicze” i „angina” rozpoznane przez lekarkę myszkowskiego pogotowia? Z powodu anginy pogotowie nie będzie przecież zabierać pacjenta do szpitala, więc lekarka zaleciła wizytę w POZ, w celu wypisania antybiotyku na anginę. Mogła to zrobić od razu, ale „akurat zapomniała recept”. Może to i dobrze, bo niecałą godzinę później inna lekarka z prywatnego NZOZ „Medicor”, gdy zobaczyła pacjenta „z anginą”, natychmiast wezwała pogotowie ponownie. Karetka tym razem jechała… ponad godzinę. Pacjent z rozpoznanym zapaleniem opon mózgowych trafił na oddział neurologiczny dopiero o 19.00, choć po raz pierwszy rodzina wzywała pomocy po 14- tej. Przez dwa krytyczne dni pan Zbigniew walczył o życie. Pani Eulalia do Katowickiego NFZ złożyła skargę na pracę pogotowia ratunkowego.      
Podziel się
Oceń

(Myszków) Za pierwszym razem, gdy Eulalia Stalmacka wezwała pogotowie do męża, lekarka myszkowskiego pogotowia, które należy do publicznego SP ZOZ, rozpoznała u pana Zbigniewa jedynie nadciśnienie tętnicze i anginę. Czy rodzina z powodu anginy niepotrzebnie wzywała pogotowie ratunkowe? Nie. Pan Zbigniew choć ma 72 lata nigdy na nic przewlekle nie chorował, jak na swój wiek był „okazem zdrowia”. Nawet na ciśnienie nie narzekał, nie bolało go gardło. Więc skąd „nadciśnienie tętnicze” i „angina” rozpoznane przez lekarkę myszkowskiego pogotowia? Z powodu anginy pogotowie nie będzie przecież zabierać pacjenta do szpitala, więc lekarka zaleciła wizytę w POZ, w celu wypisania antybiotyku na anginę. Mogła to zrobić od razu, ale „akurat zapomniała recept”. Może to i dobrze, bo niecałą godzinę później inna lekarka z prywatnego NZOZ „Medicor”, gdy zobaczyła pacjenta „z anginą”, natychmiast wezwała pogotowie ponownie. Karetka tym razem jechała… ponad godzinę. Pacjent z rozpoznanym zapaleniem opon mózgowych trafił na oddział neurologiczny dopiero o 19.00, choć po raz pierwszy rodzina wzywała pomocy po 14- tej. Przez dwa krytyczne dni pan Zbigniew walczył o życie. Pani Eulalia do Katowickiego NFZ złożyła skargę na pracę pogotowia ratunkowego.

 

Jest 4 lutego. Piękna pogoda, więc pan Zbigniew o 13.00 zbierał się by pójść na spacer ze swoim 2-letnim wnuczkiem. Pan Zbigniew jak na swoje 72 lata był okazem zdrowia. Na nic przewlekle się nie leczył. Ale chwilę później zaczęła boleć go głowa, ból szybko narastał. Pojawiły się zawroty głowy.

 

 - Mama wezwała pogotowie. Według mnie, najwyżej chwilę po 14.00. Kiedy długo nie dojeżdżali, to zaczęliśmy się denerwować. Mama zadzwoniła ponownie o 14.59, ale wtedy usłyszeliśmy karetkę, że już jedzie. Jak weszli do domu, lekarka i chyba sanitariusz, to wie pan, o co najpierw zapytali? Czy mamy kartę NFZ. Tylko to ich interesowało – relacjonuje córka mężczyzny.

 

Eulalia Stalmacka, żona pana Zbigniewa, opowiada swoje wrażenia: - Rozumiem, że można się pomylić, ale mam pretensje do lekarki z pogotowia, że w ogóle nas nie słuchała. Zachowywała się lekceważąco. My mówimy, że mąż nigdy nie miał takich dolegliwości, ani takich skoków ciśnienia, że trudno się z nim dogadać. Widziałam, że jest zupełnie inny niż zwykle, jakby nieobecny. Ale ta lekarka uznała, że to początki anginy. Chciała nawet wypisać antybiotyk, ale nie miała recept, więc poleciła, abyśmy udali się do przychodni. Właściwie to nasze szczęście, że nie miała tych recept. Jakbym podała mężowi słaby antybiotyk na anginę, i na tę anginę leczyłabym go kolejne godziny, bo przecież lekarz tak kazał, to mąż tej nocy by nie przeżył.

 

Pogotowie odjechało o 15.15. Rodzina natychmiast zaczęła szykować pana Zbigniewa do przychodni. Później w skardze wysłanej do NFZ pani Eulalia napisała: „Lekarz (tu pada jego nazwisko – przyp. red.) wykonywała swoją pracę niedbale. W „karcie medycznych czynności ratunkowych” w rubryce: „ocena psycho -ruchowa” wpisała: „w normie”, choć pytania trzeba było mężowi powtarzać 2 - 3 razy, a on odpowiadał wolno, niespójnie; w rubryce: „układ oddechowy” szmery lewo i prawo stronne określone są jako „prawidłowe”, a kilka godzin później, w szpitalu, rozpoznano zapalenie płuc. Lekarz pogotowia stwierdziła w rozpoznaniu, że to początki anginy. Zdziwiło ją co prawda, że mąż nie skarży się na bóle gardła, ale diagnozę podtrzymała. W mojej opinii – co potwierdzają późniejsze wydarzenia - rażącym błędem zespołu pogotowia była nie tyle błędna diagnoza, co brak decyzji o przewiezieniu męża do szpitala przynajmniej na obserwację”.

 

Do Medicoru na ul. Skłodowskiej dotarli tuż przed 16.00. „Tam lekarka już po chwili, gdy zobaczyła pacjenta, zdecydowała o natychmiastowym wezwaniu pogotowia ratunkowego po raz drugi do męża, ponieważ zauważyła znaczne zmiany neurologiczne, podejrzewając udar mózgu” – pisze żona pana Zbigniewa w skardze do NFZ. Pogotowie tym razem jechało… ponad godzinę. Wezwane przez lekarza z Medicoru po raz pierwszy o 16.24 dotarło do przychodni o… 17.35. Po ponownym telefonie! Jak to możliwe, że do pacjenta z podejrzeniem udaru pogotowie jedzie godzinę?

 

DYREKCJA SP ZOZ: - TO BŁĄD MEDICORU. CZY NA PEWNO?

 

Cały przebieg wydarzeń i zastrzeżenia rodziny opisaliśmy 11 lutego w mailu do Dyrektora SP ZOZ Myszków Jacka Kreta. Stawiamy w nim pytania: Dlaczego karetka za każdym razem jechała tak długo? Czy lekarka z pogotowia ignorując rodzinę i objawy nie naraziła pacjenta na pogorszenie stanu jego zdrowia? Dlaczego wreszcie pogotowie wezwane już przez lekarza i pielęgniarkę z przychodni jechało godzinę?

 

19 lutego na nasze pytania odpowiedziała Naczelna Lekarz Szpitala Dorota Kaim-Hagar: „ - Z analizy dokumentacji wyjazdowej wynika, że od momentu otrzymania wezwania w trybie K2 (wezwanie nie „na sygnale”) do chwili dotarcia ZRM (Zespół Ratunkowo Medyczny – przyp. red.) do pacjenta upłynęło 20 minut (czas dojazdu ZRM od momentu wyjazdu karetki z bazy to 12 minut). Dane w karcie wyjazdowej są zgodne z danymi z tabletu znajdującego się w karetce oraz w rejestratorze dyspozytorni w Sosnowcu.

 

Lekarz z przychodni „Medicor” wzywał karetkę transportową, a nie systemową. Z opisu sytuacji wynikałoby jednak, że personel „Medicoru” dzwonił do dyspozytorni w Sosnowcu, a nie na wskazany przez SP ZOZ numer telefonu dla zgłaszania transportów medycznych (informacja o zmianach w ratownictwie medycznym oraz transportach medycznych została przesłana do wszystkich NZOZ- ów dnia 5. 11. 2013 r.). Prawdopodobnie ten błąd spowodował, że czas oczekiwania na karetkę transportową wydłużył się. Z karty wyjazdowej karetki transportowej wynika, że wezwanie przyjęto o 17.25, a na miejscu w „Medicorze” karetka była o 17.35.

 

W kwestii podejmowanych czynności medycznych oraz rozpoznania i stanu zdrowia chorego informacje mogą być udzielane jedynie choremu lub wskazanej przez niego osobie.”

 

Czy rzeczywiście winę za godzinną jazdę karetki, do pacjenta w stanie zagrożenia życia można zwalić na Medicor, którzy „nie wie, gdzie dzwonić”?

 

Krzysztof Janas, jeden z właścicieli przychodni Medicor wyjaśnia: - Przeprowadziłem rozmowy z lekarką, która wzywała karetkę do pacjenta i pielęgniarką, która wtedy miała dyżur. Lekarz potwierdza, że u pacjenta rozpoznała ostre objawy neurologiczne, mogące świadczyć o udarze mózgu (później okazało się, że to zapalenie opon mózgowych) i natychmiast zdecydowała o wezwaniu karetki. Nie mamy własnego rejestratora rozmów, ale mam nadzieję, że potwierdzą to rejestratory dyspozytorni w Sosnowcu, że wzywaliśmy karetkę systemową, do pacjenta w stanie zagrożenia życia. Lekarka –jak mi relacjonuje - usłyszała od dyspozytora pogotowia, że w tej chwili nie mają żadnej karetki. Powiedziała zatem, żeby przysłali co mają, byle szybko. Jej intencją było wezwanie karetki systemowej. Nie wiem, jak zapisali to w Sosnowcu, ale powiedzieli, że w tej chwili systemowej nie mają – mówi Krzysztof Janas. - Druga rzecz, która się nie zgadza – dodaje współwłaściciel Medicoru – to rzekoma informacja wysłana do wszystkich NZOZ - ów 5.11.2013 r. o sposobie zgłaszania transportów medycznych. Pismo faktycznie ma datę 5.11.2013, ale nasza przychodnia otrzymała jego skan dokładnie 18 lutego 2014 r. Naprawdę w tej sprawie nie mamy sobie nic do zarzucenia.

 

Zapytaliśmy innego właściciela przygodni z Myszkowa, kiedy dostał pismo z SP ZOZ o zmianach w sposobie wzywania karetek. Poprosił o niepodawanie nazwiska: - Na pewno dostaliśmy to pismo wcześniej niż Medicor, ale nie w listopadzie. Pod koniec grudnia, albo w styczniu. Ale to nie ma moim zdaniem znaczenia. Po to jest dyspozytornia pogotowia w Sosnowcu, żeby właściwie kierować karetki. Jeżeli Sosnowiec uznał, że może wysłać tylko karetkę transportową, to ich obowiązkiem było dopilnować, żeby taka karetka dotarła.

 

Żonie pana Zbigniewa czytamy, jak ZOZ Myszków tłumaczy się ze sprawy. Pani Eulalia sumuje to prosto: -Kłamią! Lekarz wyraźnie mówiła wzywając karetkę, że to bardzo pilne. Choć było o tym, że nie mają w tej chwili wolnej karetki, że to chwilę potrwa. My czekamy długie minuty, czas upływa, a karetka nie przyjeżdża. Minęła prawie godzina, więc pielęgniarka, pani Katarzyna, dzwoni ponownie, spytać co z tą karetką. Rozmawia z dyspozytornią pogotowia w Sosnowcu. Nie słyszałam drugiej strony, ale były jakieś pretensje, tłumaczenia, że mieli zmianę dyżuru i ktoś nie przekazał zlecenia. W każdym razie po tym drugim telefonie faktycznie karetka przybyła natychmiast. Ja nie muszę znać się na tych wszystkich procedurach, ale wiem, że jak karetka myszkowskiego SP ZOZ przyjechała o 15.00, to lekarz zlekceważyła stan męża. Niecałą godzinę później inna lekarka, w Medicorze, nie miała wątpliwości, że to stan bardzo ciężki. Rozmawiałam o tym przed złożeniem skargi do NFZ z panią dyrektor Dorotą Kaim - Hagar, że mam zastrzeżenia do pracy jej lekarki, to mi powiedziała, czy jestem pewna, czy chcę, żeby wszyscy wiedzieli w jakim stanie jest mąż, w jakim stanie trafił do szpitala. Mąż był w ciężkim stanie przez 2 dni. Ledwie przeżył. Lekarze w Częstochowie mówili mi, że powinien jak najszybciej trafić do nich na neurologię. A trafił po 5 godzinach od pierwszego wezwania pogotowia! Gdyby trafił wcześniej na pewno mniej by się wycierpiał, jego stan nie byłby tak ciężki.

 

Wieczorem 4. lutego pan Zbigniew trafił na oddział neurologiczny Szpitala im Najświętszej Marii Panny w Częstochowie z podejrzeniem udaru mózgu. Dokładna diagnoza potwierdziła, że to nie udar, lecz bakteryjne zapalenie opon mózgowo - rdzeniowych, więc pacjenta przeniesiono po 2 dniach na oddział zakaźny, był leczony jak przy sepsie. Dodatkowo miał zapalenie płuc i ucha. Na „zakaźnym” przebywał do 21 lutego. Kiedy opuszczał częstochowski szpital czekała go jeszcze operacja ucha w Szpitalu Klinicznym w Katowicach.

 

A jeszcze w czwartek 4 lutego o godzinie 13.00 wybierał się na spacer z wnuczkiem. Rześki emeryt lat 72, jak na swój wiek „okaz zdrowia”.

 

To nie była angina.

 

Jarosław Mazanek

 


Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: StaryTreść komentarza: Baje, baje bajeczki . Panowie Redaktorzy! Proponuje wleźć na dane giełdy towarowej (sztuczna AI pomoże) Tam jak byk zobaczycie, że cały rynek Europejski potrzebuje kilka małych pociągów wolframu oraz chromu. I że największym producentem tychże od 30 lat są Chiny, w których koszty wydobycia i wyprodukowania są kilkanaście razy niższe niż w Europie (za sprawą cen energii i kar za CO2). Jeśli wiec taki Chińczyk przywiezie jeden taki pociąg wiece niż zwykle, to ceny rynkowe spadną co najmniej o połowę, albo i jeszcze dalej. O konkurowaniu więc takim krajem jak Chiny - tak to są zwyczajne bajki. I pozamiatają oni jakakolwiek konkurencję zanim ta wykopie pierwszą dziurę w ziemi. W dodatku Polska tych metali już od kilkunastu praktycznie nie potrzebuje,.Bo w naszym kraju zlikwidowano jak się wydaje nieodwracalnie hutnictwo. Dlatego Redaktory nauczcie się obsługiwać jakąkolwiek AI , a ta wam na te pomysły otworzy szerzej oczęta. Powtarzam raz jeszcze nie mamy górników, hutników, energii, oświata zawodowa to fikcja, A w takiej np Zawodówce żaden z uczących tam inżynierów na własne oczy(zawodowe) nie widział jakiejkolwiek produkcji (bo z tego co wiem ani jeden nie pracował w jakiejkolwiek fabryce ). CZYLI FIKCJA REDAKTORZY- F I K C J A. PS. W tym całym wale chodzi o co innego, ale o tym już wam sygnalizowałem. Tylko widzę że ludziom co fabryki , i produkcji na oczy nie widzieli, nie da się tego najwyraźniej wytłumaczyć. Dobrego samopoczucia Redakcji życze, - tylko co wy napiszecie jak wyjdzie na moje.??? Wiecej tu nie bedę się produkował, bo nie widzę najmniejszego sensu.Data dodania komentarza: 16.12.2025, 20:28Źródło komentarza: Zawiercie szuka pieniędzy na budowę hali. Myszków nie wie jak sfinansować basen na Dotyku Jury. Kopalnia to dla każdego z miast przynajmniej 30 mln rocznieAutor komentarza: #NienawisZabijaTreść komentarza: 103 lata temu sympatyk skrajnej PRAWICY zastrzelił pierwszego Prezydenta II RP, Gabriela NarutowiczaData dodania komentarza: 16.12.2025, 16:46Źródło komentarza: Brunatny atak na Ślōnsko Ambasada w Katowicach J Autor komentarza: RedakcjaTreść komentarza: Zyski tylko dla Myszkowa to co najmniej 300 mln zł w 10 lat (a realnie nawet 2x więcej). Nie licząc zarobków pracowników, firm kooperujących. A projekt jest na 50 do nawet 100 lat. Więc chodzi o zyski ogromne, a nie o symboliczne "srebrniki". Złoże jest w bardzo korzystnych geologicznie skałach granitowych, w których nie ma wody (tzw. skały bezwodne) więc nie można zanieczyścić czegoś, czego tam nie ma. Wyżej położone zasoby wody pitnej w niczym nie są zagrożone, ale żeby w to uwierzyć, trzeba mieć zaufanie do nauki, do naukowców i inżynierów, a nie do polityków PiS jak Jadwiga Wiśniewska, którzy straszą mieszkańców wybuchami, zniszczeniem Jury, ogólnie jakby kopalnia miała wywołać Koniec Świata.Data dodania komentarza: 16.12.2025, 14:21Źródło komentarza: Zawiercie szuka pieniędzy na budowę hali. Myszków nie wie jak sfinansować basen na Dotyku Jury. Kopalnia to dla każdego z miast przynajmniej 30 mln rocznieAutor komentarza: CzytelniczkaTreść komentarza: Pięknie wydane 😍Data dodania komentarza: 15.12.2025, 17:25Źródło komentarza: Na jesienne wieczory polecamyAutor komentarza: StopTreść komentarza: Okropne polityka tak ludzi podzieliła ? Tak jak przed drugą Wojną Światową pojawia się skrajny nacjonalizm – ideologia „my kontra oni”, przekonanie o wyższości jednych nad innymi. Stop skrajnemu nacjonalizmowiData dodania komentarza: 15.12.2025, 17:21Źródło komentarza: Brunatny atak na Ślōnsko Ambasada w KatowicachAutor komentarza: StaryTreść komentarza: ZA 30 SREBRNIKÓW MAMY ODDAĆ CAŁĄ CZYSTĄ WODĘ, ZATRUĆ HAŁDAMI POWIETRZE I NARAZIĆ NASZE BEZPIECZEŃSTWO SPROWADZANYMI EMIGRANTAMI. NO RZECZYWIŚCIE REDAKCJA STANĘŁA NA WYSOKOŚCI ZADANIA (tak jak to sama zapowiadała) . G R A T U L U J E !!!! G R A T U L U J E !!!!!!Data dodania komentarza: 15.12.2025, 16:15Źródło komentarza: Zawiercie szuka pieniędzy na budowę hali. Myszków nie wie jak sfinansować basen na Dotyku Jury. Kopalnia to dla każdego z miast przynajmniej 30 mln rocznie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama