(Koziegłówki) Środa 29 stycznia, 10 stopni mrozu a w szczerych polach w Koziegłówkach stoją przywiązane powrozem do ziemi krowa i byk. Wokoło trochę słomy, nie ma ani właściciela ani dostępu do wody. Stoją tak dniami i nocami. Kilka dni… Policjanci nieoficjalnie mówią: od jesieni. Tym słowom zaprzeczają okoliczni mieszkańcy. Ich zdaniem zwierzęta żyją tak od lat. – W zeszłym roku mróz 20 stopni, śnieg po pas, a one stały i nikogo to nie obchodziło – mówi jedna z kobiet. Urzędnicy najwyraźniej z przysługujących im narzędzi skorzystać nie chcą, choć mogliby nawet pozbawić właściciela zwierząt.
W godzinach porannych w
środę 29 stycznia o problemie powiadamia nas jedna z mieszkanek gminy
Koziegłowy. Dzwoni i prosi o pomoc dla bydła, które dniami i nocami marznie na
śniegu pozostawione przez właściciela. Na miejscu znajdujemy krowę i byka
powrozami przywiązane do ziemi. Obok leży niewielki snopek słomy. Nie ma wody,
ani właściciela. W oddali widać osobę chodzącą w polach z piątką podobnego
bydła. Podobno to właściciel – mieszkaniec Koziegłów. – Jest całkiem
sprytny, jak zobaczy ślady, że ktoś wokoło krów chodzi, to je przewiązuje tak,
by się ich znaleźć nie dało. Wozi im
czasem na rowerze słomę – wyjaśnia kobieta i dodaje, że wielokrotnie
alarmowała Urząd Gminy i policję – ale nic się nie zmieniało. Zwierzęta,
jak stały w mrozie, tak stoją do dziś. Powiadomiliśmy o problemie policję. Po
kilkunastu minutach patrol był na miejscu. Policjanci zrobili zdjęcia, sporządzili
notatkę i pojechali szukać właściciela. W międzyczasie poinformowaliśmy o
problemie koziegłowskich urzędników. – Jestem sam, nie mogę nic zrobić, nie
przyjadę na miejsce – wyjaśnia nam Grzegorz Chwist z Wydziału
Ochrony Środowiska UGiM Koziegłowy. – Te krowy też są same i też nie mogą
nic zrobić – jak pan. Proszę sobie tylko wyobrazić, że one stoją w śniegu i
jest ok. 10 stopni mrozu. Przyjedzie pan, to zobaczy – wyjaśniamy. Dzwonimy
też do burmistrza GiM Koziegłowy Jacka Ślęczki, niestety telefonu nie odbiera,
przebywa akurat na urlopie. Zastępującego go sekretarza gminy Krzysztofa Bąka
też akurat w urzędzie nie ma. Dzwonimy po raz kolejny do wydziału ochrony
środowiska, urzędnik ma przyjechać, ale czeka na transport. Po godzinie dociera
na miejsce, z kilkudziesięciu metrów nie oglądając krów stwierdza, że je widzi
i nic więcej zrobić nie może. – Powiatowy Lekarz Weterynarii nie przyjedzie,
bo nie ma czym dojechać. Rano ktoś podjedzie. Jak znam Ć., to im wodę dostarcza
w baniakach doraźnie – tak zakładam. Podjedziemy do Władka, zobaczymy co on nam
tam powie. Cóż my z tymi
krowami mamy robić?
Nie jest powiedziane, że nie wydamy decyzji, zgodnie z którą zwierzęta
zostaną właścicielowi odebrane. Teraz mamy je zabrać? Dzisiaj? Jutro przyjedzie
weterynarz, oceni ich stan zdrowia – wyjaśnia Grzegorz Chwist i mało
interesuje go to, że zwierzęta nieustannie przebywają na uwięzi, bez wody w
warunkach atmosferycznych, które zagrażają jego zdrowiu, co zgodnie z Ustawą o
ochronie zwierząt spełnia znamiona przestępstwa - określane jest znęcaniem się
nad zwierzętami i jest karalne. Z wyjaśnień urzędnika można było zrozumieć, że
problem jest gminie znany od lat. Wygląda na to, że nikomu marznące i uwiązane
zwierzęta nie przeszkadzają. Zwierząt nie udało się zabrać z pola. Pozostały na
miejscu.
Sprawdzamy, czy rzeczywiście Powiatowy Lekarz Weterynarii z Myszkowa „nie ma czym dojechać” – jak stwierdził urzędnik koziegłowskiego magistratu. Lek. wet. Adam Sroka jest tej środy na urlopie. Prosi, aby kontaktować się z jego zastępcą, Jackiem Musialikiem. Dzwonimy. GM: - Koziegłowscy urzędnicy twierdzą, że nie macie jak dojechać na miejsce, aby zbadać, czy warunki hodowli tych zwierząt nie naruszają przepisów, w tym Ustawy o ochronie zwierząt.
Lek. wet. Jacek Musialik, Zastępca Powiatowego Lekarza Weterynarii w Myszkowie: - Nie ma mnie w tej chwili na terenie powiatu, wracam z Katowic. Wiem, że w tej sprawie ktoś dzwonił do nas dzisiaj do biura. Zaraz jak dotrę na miejsce, sprawdzę warunki przebywania zwierząt – gdy będę na miejscu, przekażę redakcji wyniki ustaleń - zapewnia Jacek Musialik.
Po godzinie rozmawiamy ponownie: - Właścicielowi nakazaliśmy przeniesienie zwierząt do obory. Skontrolujemy warunki ich hodowli również jutro, czy nasze zalecenia zostały wykonane. Gdy przyjechałem na miejsce zwierzęta nie były przywiązane, biegały luzem.
GM: - Gdy nasz dziennikarz był kilka godzin wcześniej z policją, na pewno byk i krowa były przywiązane do palików. Nie mogły odejść, żeby choć schronić się przed wiatrem, nie mają wody, pożywienia.
Lek. wet. Jacek Musialik: - Zwierzęta nie wyglądają na zaniedbane, mają grubą warstwę sierści, jakby przystosowały się do tych trudnych warunków.
GM: - To rasy bydła przystosowane do swobodnej hodowli?
J. Musialik: - Nie. Choć jak zaznaczyłem, nie wyglądają na zaniedbane.
GM: - Każdy rolnik musi spełnić wymogi przepisów o warunkach hodowli, tylko nie właściciel tych zwierząt? Nawet jeżeli zwierzęta nie są zaniedbane, i decyzja o ich np. natychmiastowym zabraniu z pola byłaby przedwczesna, to chyba czas sprawdzić, czy właściciel ma warunki do hodowli. I czy nie zachodzi podejrzenie, że może dochodzić do znęcania się nad zwierzętami, przez niezapewnienie im schronienia, wody i pożywienia.
J. Musialik, PLWet.: - Z pewnością sprawdzimy to dokładnie.
Katarzyna Kieras
Napisz komentarz
Komentarze