(Myszków) Takie mniej więcej pytanie chodzi po głowie naszemu czytelnikowi, Leszkowi Czekalskiemu. Pan Leszek to zapalony rowerzysta, który na swoich dwóch kółkach przemierza ulice Myszkowa. Dobrze zna mocne i słabe strony miejskich arterii, także czyhające na nich pułapki, w które wpaść mogą cykliści. Jak nam opowiada, o usunięcie jednej z nich kilkakrotnie i bezskutecznie zabiegał w Urzędzie Miasta w Myszkowie. – Niedawno za wypadek na gminnej drodze Poraj zapłacił milion złotych odszkodowania. Czy tego samego chcą władze naszego miasta? – zastanawia się Leszek Czekalski.
Zdaniem naszego czytelnika niebezpieczeństwo w postaci źle usytuowanej kratki ściekowej czyha na rowerzystów na ulicy 11 Listopada, mniej więcej na wysokości Liceum Ogólnokształcącego. – Jadąc w kierunku skrzyżowania z ulicą Sikorskiego przy wysepce autobusowej zamontowana jest kratka ściekowa. Znajduje się jednak w jezdni, w krawędzi po prawej stronie. Nie wiem kto to wymyślił, dlaczego zabrakło temu komuś wyobraźni, ale kratka zamontowana jest w taki sposób, że żebra kratki leżą wzdłuż osi jezdni, a nie w poprzek. Rowerzysta jadący ulicą może wjechać w taką szczelinę, koło mu utknie i o wywrotkę i wypadek nietrudno. Dotyczy to szczególnie osób jeżdżących na sportowych rowerach, z wąskimi oponami, ale też i dzieci. Próbowałem interweniować w magistracie, i to kilka razy, bez rezultatu. Kratka jak była, tak jest niepoprawiona. Jeśli dojdzie tam do wypadku pierwszy pójdę i powiem, że to niebezpieczeństwo zgłaszałem. Niedawno gmina Poraj za wypadek na swojej drodze zapłaciła milion złotych odszkodowania. Czy do tego samego zmierzają władze naszego miasta? – zastanawia się Leszek Czekalski. Dodaje, że w tej samej ulicy, nieco dalej, na wysokości dyskontu jest i druga kratka położona „wzdłuż”, choć pod nieco innym kontem do jezdni.
Sprawdziliśmy. Kratka faktycznie położona jest zupełnie inaczej niż większość kratek, nawet na tej samej ulicy. Dlaczego tak? Nie wiadomo. Podzielamy jednak obawy pana Leszka, bo jak zmierzyliśmy odstępy pomiędzy poprowadzonymi wzdłuż belkami kratki wynoszą ponad 3 centymetry. Wystarczająco dużo by wpadło w nie koło roweru, czy kółka łyżworolki.
Czy miasto nie dostrzega w tej sytuacji zagrożenia dla swych mieszkańców? Czy lepiej będzie dla niego zapłacić ewentualne odszkodowanie niż wydać niewielką kwotę na obrócenie kratki? Takie pytania skierowaliśmy do magistratu, o odpowiedzi z pewnością naszych czytelników poinformujemy. Dla tych ostatnich mamy też propozycję. Prosimy, by do naszej redakcji zgłaszali inne miejsca, zaobserwowane na swoich ulicach, w których rowerzyści mogą być narażeni na niebezpieczeństwo. Może wspólnie uda nam się je usunąć, może nie, na pewno jednak możemy ostrzec przed nimi innych cyklistów. Bo lepiej dmuchać na zimne. (rb)
Napisz komentarz
Komentarze