(Myszków) Po artykule, który ukazał się w 34 numerze Gazety Myszkowskiej, a w którym opisaliśmy perypetie mieszkańca Nowej Wsi, któremu złodzieje wycięli z lasu dęby, w naszej redakcji rozdzwoniły się telefony. – To nie jest pojedynczy przypadek. Proceder wycinania drzew w lasach to plaga, coś co ma miejsce nagminnie. Choćby u mnie – mówi pan Jan, właściciel sporego kawałka lasu na Helenówce i tzw. Połomi Żareckiej. – Tną, nie boją się. A ja nie zgłaszam. Bo co to da? Powiem szczerze, na policję w tej sprawie nie liczę. Bardziej na was, że ktoś to przeczyta, przestraszy się – mówi.
Razem z panem Janem (prosi, by nie ujawniać jego nazwiska) pokonujemy wyboiste drogi i wertepy, by dostać się do fragmentu lasu, który jest jego własnością. W trakcie jazdy pan Jan opowiada: – Mam kawał lasu na Helenówce, ale jako że tam mieszkam to pilnuję i nie kradną. Bardziej śmiecą. I to też plaga. A co gorsza, robi to młodzież, o której myślałem, że przejmą inne zachowania, widząc, co dawniej robiło się ze śmieciami. Ale gdzie tam. Widocznie nic nie nauczył ich dom czy szkoła. Podjeżdżają samochodami i co im niepotrzebne wyrzucają. Wypadałoby swój las ogrodzić, ale nie chcę tego robić, bo las jest dla wszystkich. Na Połomi też tak miałem, że podrzucali mi zużyte pampersy. Ale domyśliłem się skąd pochodzą, pojechałem tam, porozmawiałem o tym. Okazało się, że firma, która miała umowę na ich wywóz owszem wywoziła je, ale do mojego lasu. Ale nie powiem, odkąd podjąłem temat proceder się skończył. Teraz liczę na to samo. Bo ja tu na Połomi nie bywam często i dzieje się to, co się dzieje. Pokażę co tu u mnie robią. Normalnie przyjeżdżają, jak po swoje. I tną zaraz przy drodze. Próbowałem się dowiedzieć kto to robi, chodziłem tu po tych domach co są tu najbliżej. Ale gdzie tam. Ludzie się odwracają plecami, nikt nic nie wie, nikt nic nie widział. A ja nie wierzę, bo przecież musi być słychać jak piły tną. Złodzieje od razu przy drodze na klocki tną, pakują i tyle ich widzieli. Z tego co mi się udało dowiedzieć to jeżdżą prawdopodobnie jakimś busem. I muszą być doskonale zorientowani w terenie. Wiedzą czyje kradną, bo jakoś tak się dzieje, że nie tną drzew na tych kawałkach, które należą do miejscowych. To może dlatego ci ostatni „nic nie wiedzą” bo nie chodzi o ich własność i zwyczajnie wolą unikać kłopotów – tłumaczy w trakcie jazdy właściciel okradanego lasu. Kiedy już jesteśmy na miejscu pokazuje miejsca po wyciętych sosnach. Pni drzew jest dużo. Widać jak na dłoni, że złodzieje wybierają specjalnie młode drzewa, o średnicy 20- 25 centymetrów, bo po ścięciu szybko można je podzielić na krótsze klocki, zapakować do auta i uciec z łupem.
– A tu dąb młody ścięli – wskazuje pan Jan. - Widać potrzebowali na styl do łopaty czy siekiery, bo widać, że odcięli tylko najładniejszy kawałek, a resztę zostawili – snuje swoje przypuszczenia.. – Ja pokazuję tylko to co u mnie, ale to wycinanie lasów to jest jakaś plaga. To musi być jakaś specjalizująca się w tym banda – dodaje, a na potwierdzenie zabiera nas w inną, już nie należącą do niego część lasu. Wokół schną końce ściętych młodych dębów. Reszta prawdopodobnie została sprzedana komuś jako doskonałe drewno do kominków. – To miejsce nazywają „piaskownica”. Jeden facet z nadleśnictwa co tędy jeździ dokarmiać dziki mówił mi co tu się dzieje. Mnie jest naprawdę szkoda, że tak się dzieje. Że nikt nie jest w stanie tego ukrócić.
Na pytanie czy zgłaszał przypadki kradzieży policji otwarcie przyznaje, że tego nie robił. Podobnie jak on postępuje niestety większość okradanych właścicieli lasów. W ubiegłym roku w policyjnych statystykach odnotowano tylko 9 takich zgłoszeń, w tym roku, do tej pory, tylko 2. Czy jest to słuszne postępowanie? Czy nie jest to „przyzwolenie” dla złodziei?
- Nie zgłaszałem, bo powiem szczerze, że na policję w tej sprawie nie liczę. Bardziej na was, jako gazetę. Że jak o tym napiszecie, to ci co kradną przeczytają to i się wystraszą. Po co mi to zgłaszanie? Przesłuchują godzinami, a potem nic z tego nie wynika, człowiek się czuje jakby sam był przestępcą – przedstawia swoje argumenty pan Jan. - Nawet jak złapią to sami wiecie, jak w wielu przypadkach się to kończy. Sami o tym pisaliście - dodaje.
Nie wiemy czy złodzieje wystraszą się publikacji, ale na pewno organa ścigania powinny zwrócić większą uwagę na samochody wyjeżdżające z lasu. Przy czym trudno mieć tu pretensje do policji, bo ta – na przykładzie opisywanego przez nas przypadku kradzieży drewna w lesie w Nowej Wsi, wydaje się –zrobiła wszystko co należało. Zastrzeżenia budziła w tamtym przypadku praca prokuratury, która nie widziała podstaw do oskarżenia podejrzanych. Jeżeli warto do kogoś apelować, to na pewno do sąsiadów leśnych działek, aby zechcieli usłyszeć lub zobaczyć, to co zwykle dobrze widać. Wystarczy zadzwonić an policję, że „tną”. Bo nawet jeśli dziś złodzieje nie kradną u nich, rozzuchwaleni bezkarnością zrobią to jutro.
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze