Już dwa tygodnie Sandra, Linda i Zuzia, o opiekę nad którymi walczy w sądzie Piotr Czyż, partner ich zmarłej mamy, mieszkają decyzją sądu w Pogotowiu Opiekuńczym Doroty i Zbigniewa Radkowskich w Myszkowie. W tym czasie w mieszkaniu, które dla dziewczynek kupił polski przedsiębiorca Zbigniew Jakubas trwa intensywny remont. Myszkowska firma Inwest-ART Artur Jędruszek najpierw oczyściła mieszkanie w bloku przy Skłodowskiej 12 ze starych podłóg, futryn, a nawet instalacji elektrycznej i kładzie wszystko „od nowa”. Prace instalacyjne są już na ukończeniu. Ale nie o remoncie, który szybko postępuje chcemy dzisiaj pisać.
Gdy Sandra, Linda i Zuzia przekroczyły próg Pogotowia Opiekuńczego na Staszica w Myszkowie, wyglądało to jakby traciły wolność. Nikogo z dziennikarzy nie wpuszczono nawet za wysokie ogrodzenie „ośrodka”. Od tego czasu dotarliśmy do wielu rodziców i starszych dzieci dziś 16-17 letnich, które w ostatnich 2 latach były decyzją Sądu umieszczone w tej placówce. Nawet gdyby przyjąć, że tylko część tych historii jest prawdziwa, obraz placówki, którą formalnie nadzoruje Powiat Myszkowski jest zatrważający. Oto historie dzieci i ich rodziców.
Gosia, lat 8. Decyzją Sądu Rejonowego w Myszkowie w sierpniu 2016 umieszczona w Pogotowiu Opiekuńczym. Przed Bożym Narodzeniem, „wypuszczona” do mamy na przepustkę, na szczęście już nie wraca do placówki. Po prawie 5 miesiącach od umieszczenia dziecka w Pogotowiu Opiekuńczym Sąd wreszcie wyznacza rozprawę i zwraca dziecko matce. Wcześniej babcia dziewczynki po prawie 4 miesiącach w desperacji pisze skargę do Rzecznika Praw Dziecka, który podejmuje interwencję. Jest XII 2016. W mediach już huczy o historii Piotra Czyża i trzech córek jego zmarłej konkubiny. Jak mówią mama i babcia Gosi wtedy zauważyły nagłą, pozytywną zmianę. Babci po 4 miesiącach państwo Radkowscy pozwolili odwiedzić wnuczkę. Mama mogła widzieć córkę częściej niż raz w tygodniu. Ale cztery wcześniejsze miesiące opisują jak horror:
-Wnuczka była w pogotowiu opiekuńczym 4 miesiące. Nie odbyła się w tym czasie żadna rozprawa. Prosiłam, dzwoniłam do tego domu państwa Radkowskich, że chcę wnuczkę odwiedzić. Zawsze słyszałam: NIE. Matka mogła ją odwiedzić raz w tygodniu, na półtorej godziny. Napisałam do Rzecznika Praw Dziecka. Gdy zaczęło być głośno o tej sprawie 3 sióstr z Myszkowa, pani Radkowska sama zadzwoniła do mnie „proszę, może pani wnuczkę odwiedzić”. Musiałam się pytać, czy mogę jej wysłać paczkę. Gosia to już nie takie małe dziecko 8 letnie i opowiadała, jak była tam traktowana - mówi pani Maria.
- To było piekiełko. Dziecko płakało, państwo Radkowscy kłócili się przy niej, przeklinali. Jak mieli imprezę, dzieci musiały siedzieć na górze. Telefon był przeglądany. Jak szła na górę spać, nie mogła zabierać telefonu. Jak coś spadło przy stole, to mówiła, że pani uderzyła ją w rękę. Raz zadzwoniła do mnie, szeptając powiedziała: babciu, mów cicho, poszłam do toalety. Rozmowy były podsłuchiwane. To była gehenna. Po interwencji Rzecznika Praw Dziecka wreszcie Sąd wyznaczył rozprawę i córka odzyskała dziecko.
Zadzwoniłam do Was, bo tak mnie to zbulwersowało, jak zobaczyłam dzisiaj reportaż w TV, jak ten pan Piotr odprowadzał dzieci do tego Pogotowia Opiekuńczego. Moja wnuczka do dzisiaj chodzi z mamą do psychologa po tej traumie pobytu w tym domu.
Wnuczkę udało mi się odwiedzić 1 raz, po prawie 4 miesiącach. Już po tym incydencie z dziećmi pana Czyża. Pani Radkowska nagle sama zadzwoniła do mnie i powiedziała, że „oczywiście” mogę odwiedzić Gosię. To było jakoś po Mikołaju. Pojechałam. W tym pokoju drzwi były zamknięte. Ale jak ktoś przechodził, to Gosia zniżała głos, mówiła szeptem: babciu, mów cicho. Bo jak ciocia usłyszy, to znowu coś będzie. Dziecko było zastraszone.
Wioletta, mama Gosi: - Wyrwałam dziecko od Radkowskich po 4 miesiącach męki, katorgi. Tam jest przemoc psychiczna, fizyczna, nawet do seksualnej dochodziło. Dziecko musiało się rozbierać w obecności (chłopca) 13 latka.
GM: - W pani sprawie RzPD wytknął jakieś błędy sądu?
-Pomoc była bardzo szybka. 2-3 dni po interwencji Rzecznika dziecko miało przedłużone urlopowanie na cały styczeń. Po 4 miesiącach wreszcie została wyznaczona rozprawa, wcześniej Sąd nie miał czasu wyznaczyć rozprawy, i dziecko odzyskałam. W trakcie ferii wreszcie decyzja o pierwszej i jedynej rozprawie i 19 stycznia decyzja o powrocie Gosi do domu. Pomogła interwencja RzPDz i ten szum medialny w sprawie p. Piotra.
Gosia była tam wspólnie z Olą, dziewczynką lat 16-17, która wzięła ją jakby pod swoje skrzydełka. Bardzo się nią zajęła. Ola wyszła stamtąd na początku grudnia. Do dzisiaj utrzymują kontakt.
-Chciałam jej wykupić dożywianie w szkole. Od Radkowskich otrzymałam stanowczy zakaz. Ja byłam między młotem a kowadłem, bo nie chciałam aby odgrywali się na niej. Mówili, że o 14.00 jest w domu i je obiad. Byłam o 16.00 i okazało się, że dziecko jest bez jedzenia. Że nie ma prawa otworzyć lodówki, żeby sobie wziąć jogurt. Ona była głodna. Cały dzień o kanapeczce do szkoły.
Zakaz otwierania lodówki potwierdza Paulina (lat 17), która przebywała w Pogotowiu Opiekuńczym razem z młodszą siostrą Natalią. Historia Pauliny jest też ciekawa, ale opiszemy ją za tydzień. Jej doświadczenia są na tyle traumatyczne, że dziewczyna początkowo nie chciała z nami rozmawiać. Ale po kilku dniach zgodziła się na spotkanie i opowiedziała o „katalogu kar” stosowanych wobec dzieci w Pogotowiu Opiekuńczym.
GM do mamy Gosi: -Stosowano wobec Gosi jakieś kary?
-Tak. Nie mógł zostać okruszek na talerzu i nie mogła do tego czasu odejść od stołu. Dostała po rękach od tej starszej pani tylko za to, że jej ziemniak spadł z widelca na podłogę. To wiem od córki.
Psycholog Ewa Kuśmierz w opinii dla Sądu napisała później: „Dalsze przebywanie Małgosi w rodzinie zastępczej może doprowadzić do wycofania i zamknięcia się w sobie. (…) Z relacji dziecka wynika, że była świadkiem wypowiadanych słów przez opiekunów, które uważane są powszechnie za obelżywe.” I też inne, ciekawe sformułowanie, bardzo dojrzałe, jak na opis ośmiolatki, spisany przez psychologa: „dziecko upominało się o cieplejsze ubranie, gdyż dziecku było zimno. Prośba dziecka nie była wzięta pod uwagę, co przełożyło się na chorobę dziecka. Podczas choroby zabraniane było spanie w ciągu dnia. Podała, że czuła się porzucona i zaniedbana. Matka pacjentki chciała przyjechać do dziecka (gdy była chora- przyp. red.) jednak opiekunowie (p. Radkowscy) kategorycznie zabronili kontaktu z dzieckiem.”
Wkrótce po tym, jak Sandra, Linda i Zuzia trafiły do Pogotowia Opiekuńczego p. Radkowskich najmłodsza 4 letnia Zuzia rozchorowała się. Z tego co ustaliliśmy, nie trafiła do lekarza, choć o to dopominał się Piotr Czyż.
Psycholog kończy opinię dotyczącą Gosi stwierdzeniem: „Największym marzeniem dziecka jest powrót na stałe do domu rodzinnego”.
SĄD SZYBKO DZIECI ODBIERA, ALE WOLNO ODDAJE
Zgodnie z artykułem 58 pkt 4 Ustawy o pieczy zastępczej, która reguluje funkcjonowanie m. in. takich placówek jak Pogotowie Opiekuńcze p. Radkowskich, dziecko umieszone decyzją Sądu w Pogotowiu Opiekuńczym może tam przebywać NIE DŁUŻEJ NIŻ 4 MIESIĄCE. W szczególnych wypadkach czas ten może być przedłużany, ale za zgodą Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, instytucji powiatowej nadzorującej rodziny zastępcze, w tym p. Radkowskich. Pobyt dziecka w pogotowiu może być też przedłużony do czasu rozstrzygnięcia sądowego, np. o powrocie dziecka do mamy. Ale jak określił ustawodawca, jest to „szczególny przypadek” gdy postępowanie może być przedłużane. W sprawie Gosi po umieszczeniu jej w Pogotowiu Opiekuńczym przez 4 miesiące nie działo się nic Choć był to czas, w którym Sąd miał obowiązek rozpatrzyć słuszność zabrania dziecka od matki. Rozprawę wyznaczono jednak pod koniec 5 miesiąca!
Państwo Radkowscy prowadząc Pogotowie Opiekuńcze są, przynajmniej w teorii, pod kontrolą PCPR, który płaci za ich usługi. Otrzymują za swoją pracę wynagrodzenie w kwocie minimum 2500 zł pensji + minimum 1000 zł miesięcznie za pobyt każdego dziecka. Razem z 500+ jak łatwo wyliczyć, po tym, jak Sandra, Linda i Zuzia trafiły pod ich „opiekę” ich miesięczne dochody zwiększyły się o ok. 4500 zł. PCPR może też dopłacać im do mediów, jak prąd czy koszty ogrzewania, a nawet remontów. W zamian, mają stwarzać dzieciom bezpieczne, przyjazne warunki pobytu i możliwie maksymalnie rekompensować stres, traumę związaną z wyrwaniem z rodzinnego domu. Nawet jeżeli ten rodzinny był niedoskonały, czy wręcz patologiczny. Dzisiaj opisaliśmy historię małej Gosi, która w 2016 roku trafiła pod ich „opiekę”. Za tydzień kolejne historie. Wszystkie łączy wspólny wniosek: rodzina zawodowa p. Radkowskich w sposób niedopuszczalny ogranicza lub wręcz uniemożliwia rodzicom i krewnym kontakty z umieszczonymi u nich dziećmi. Bez decyzji Sądu. Sąd Rejonowy w Myszkowie o tych nieprawidłowościach był informowany. Nie zrobił z tym NIC.
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze