Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
środa, 30 kwietnia 2025 06:52
Przeczytaj!
Reklama Advertisement
Reklama

SPŁONĄŁ ZAKŁAD, CZY TO WINA STRAŻAKÓW?

(Poraj) Z 24 na 25 września, z soboty na niedzielę doszło do pożaru w zakładzie obuwniczym przy ulicy Nadrzecznej w Poraju. A właściwie do dwóch pożarów. Pierwszy nie był aż tak groźny w skutkach, po około godzinie udało się go ugasić. Wydawało się, że właściciele zakładu mogą odetchnąć. Niestety, doszło do drugiego zapłonu, który doszczętnie pochłonął budynek i to co w nim było. Zdaniem właścicieli zakładu – Joanny Miler i jej partnera Marka Krawczyka drugiego pożaru można było uniknąć, gdyby strażacy należycie wykonali swoje zadanie. Zarzucają uczestniczącym w akcji gaśniczej nieudolność, niektórych podejrzewają, że mogli podczas gaszenia pożaru być pod wpływem alkoholu. Sami poświadczają i jak mówią mają świadków, na dziwne zachowanie niektórych druhów, ale „twardych dowodów” w postaci badania alkomatem już nie. Policja była na miejscu, ale nie miała czym przebadać trzeźwości gaszących. Zapowiadają, że niewykluczone, że swych racji i pokrycia strat spowodowanych pożarem dochodzić będą przed sądem.      
Podziel się
Oceń

(Poraj) Z 24 na 25 września, z soboty na niedzielę doszło do pożaru w zakładzie obuwniczym przy ulicy Nadrzecznej w Poraju. A właściwie do dwóch pożarów. Pierwszy nie był aż tak groźny w skutkach, po około godzinie udało się go ugasić. Wydawało się, że właściciele zakładu mogą odetchnąć. Niestety, doszło do drugiego zapłonu, który doszczętnie pochłonął budynek i to co w nim było. Zdaniem właścicieli zakładu – Joanny Miler i jej partnera Marka Krawczyka drugiego pożaru można było uniknąć, gdyby strażacy należycie wykonali swoje zadanie. Zarzucają uczestniczącym w akcji gaśniczej nieudolność, niektórych podejrzewają, że mogli podczas gaszenia pożaru być pod wpływem alkoholu. Sami poświadczają i jak mówią mają świadków, na dziwne zachowanie niektórych druhów, ale „twardych dowodów” w postaci badania alkomatem już nie. Policja była na miejscu, ale nie miała czym przebadać trzeźwości gaszących. Zapowiadają, że niewykluczone, że swych racji i pokrycia strat spowodowanych pożarem dochodzić będą przed sądem.

 

Rozmawialiśmy z panią Joanną i panem Markiem. Oto jak relacjonują akcje gaśnicze:

 

Gazeta Myszkowska: Jak doszło do pożaru, jak wyglądała akcja gaśnicza?

 

Joanna Miler: Pierwszy pożar, zgłoszenie było ok. czterdzieści minut po północy, na 112 było dzwonione, jak się okazało nie tylko myśmy dzwonili, bo sąsiedzi również. Interwencja straży była po 40 minutach. Po 40 minutach przyjechała dopiero straż pożarna, paliło się to pierwsze, mniejsze pomieszczenie. Przyjechała straż, no, rozwijali tak, jak rozwijali, przewracali się na placu, o węże się potykali, polecieli bez węża, nie mieli drabiny żeby to ugasić, w ogóle myśmy swoją drabinę dali, która pod wpływem temperatury stopiła się. Pierwszy przyjechał Myszków, drudzy przyjechali z Jastrzębia, wysięgnik, potem Żarki Letnisko i chyba Koziegłowy. Później to już było zamieszanie. Ogólnie pierwsza przyjechała policja kryminalna. Później energetyka, i później straż się zaczęła zjeżdżać, z dwóch stron , bo mamy tez drugi dojazd i zaczęli gasić. O drugiej, jak „erka” przyjechała do mnie to już był koniec gaszenia. O 2.30 chyba pojechali. Nie zostawili nam ani gaśnicy, nic, nikt nie został do pilnowania, kazali nam sobie samemu tu siedzieć. To siedzieliśmy do 3.30. Byliśmy zmęczeni, bo tyle czasu człowiek z nimi latał, bo jak mówię, oni pobiegli na górę, nie wzięli węża, ani sikawki, musieliśmy biegać za nimi z tym całym osprzętem. Jeden strażak poszedł sobie na ogród na śliwki i jadł, a reszta strażaków, która była ustawiona u sąsiada na placu, stali oparci i palili papierosa. Sąsiadka krzyczała żeby gasili, bo jak się bardzo rozprzestrzeni to będzie pożar stulecia, bo tam następne są domostwa, a dalej Brel ma magazyny, tam są oleje, nie oleje, ale bezczynnie stali i tyle. Jak dogasili to, to nawet nie sprawdzili czy nie jest rozprzestrzeniony pożar czy nie, i szósta była jak stanęło wszystko w płomieniach, to ja mówię, już nawet nie ma czego ratować.

 

Marek Krawczyk: Ja później po kontroli stąd poszedłem do domu, trochę się położyłem, wstałem przed szóstą, może w pół do szóstej, nie wiem która była, patrzę, pali się dalej, to już wtedy objęło wszystko.

 

GM: Co się spaliło?

 

J.M.: Skóry, kopyta, cholewki, maszyna, dach stropy. Samego materiału było na około 35 tysięcy złotych. Nie wiemy jak będzie z dachem, bo to dopiero muszą specjaliści ocenić.

 

GM: Czy wiadomo jakie mogły być przyczyny pożaru?

 

J.M.: Sąsiadka mówiła, że bardzo „błyskało się” na drutach, więc chyba zwarcie w instalacji elektrycznej.

 

GM: Jakie są państwa zarzuty wobec tej akcji gaśniczej?

 

M.K.: Nieudolność. Nieudolność naszych strażaków. Porajska straż, która jest 500 metrów od nas, to do drugiego pożaru przyjechali na samym końcu, ale nie wozem strażackim, tylko osobówkami, to jest karygodne, śmiechu warte.

 

GM: Państwo podejrzewają także, że niektórzy strażacy mogli być pijani…

 

M.K.: Naszym zdaniem byli pod wpływem alkoholu. Jak strażak idzie i się potyka o węża, jak nie potrafią tych węży gaśniczych skręcić? To o czym to świadczy? Ktoś nam zresztą mówił, że czuł alkohol. Sąsiedzi mówili nam, że od niektórych czuli alkohol. Sąsiad, tam dalej co mieszka, co też tu był, to strażakom węże łączył, to śmieszne po prostu, chore. Jak ja stoję na górze ze szlauchem, przychodzi strażak, bez węża, bez niczego, mówię: Chłopie, po coś ty tu przyszedł? Gdzie ty masz węża? Drugi idąc z wężem zostawił prądownicę, ja z tym wszystkim za nimi latałem. Jeden ze świadków, z Jastrzębia, mówił, że jeden strażak się zataczał.

 

J.M.: Ja powiedziałam do policjantów, którzy przyjechali, żeby zbadali alkomatem strażaków, na to mi kryminalna powiedziała, że oni  alkomatów nie mają przy sobie. I to była cała rozmowa z policjantem. W sumie nic nikomu nie można udowodnić, bo nikt alkomatem nie został przebadany. Ale myślę, że świadkowie by to potwierdzili.

 

GM: Mogą być tłumaczenia, że się potykali, bo było ciemno. Pożar był w nocy.

 

M.K.: Przecież ja ciężarówkę odpaliłem z halogenami, żeby tu światło było, bo tu na placu mieliśmy jeszcze ciężarówkę naszą. Oni nie reagowali na nasze sugestie. Prosiliśmy, żeby lali wodę i gasili okienko, które wychodzi na sąsiadów, to sobie to „zlali”, a tam jest szopka, papa, dalej jest sosnowy las…

 

GM: Jakie kroki chcą Państwa przedsięwziąć w związku z tą sytuacją?

 

J.M.: Myśmy ogólnie nie myśleli o tym. Dopiero jak ta druga interwencja była, to policjant z kryminalnej nam powiedział, że nie powinniśmy tego tak zostawić. Tak nam podpowiedział. To jest po prostu nieudolność strażaków. Tu przynajmniej do świtu powinien zostać patrol jakiś, który by dopilnował, tym bardziej, że były tu i rozpuszczalniki i kleje i wszystko. Zostaliśmy sami z gołymi rękami. Nawet ani jednej gaśnicy nie zostawili. Na razie adwokat pisze pismo do ubezpieczyciela straży pożarnej, zobaczymy jaka będzie odpowiedź. Z tego co mecenas nam mówił, każda straż ma ubezpieczyciela, i on najpierw do nich pisze pismo, jeżeli będzie odmowa, to wtedy możliwe, że sprawa trafi do sądu. Policjanci mają dane wszystkich świadków spisane. Prosiłam o pomoc strażaków za pierwszą interwencją, to mi policjant towar pomagał wynosić. Przede wszystkim zarzucamy strażakom nieudolność. Przecież ile razy było dzwonione, żeby się pospieszyli. Tyle czasu czekać na straż? 40 minut za pierwszym razem, za drugim chyba 45 minut!

 

M.K.: Jak się pytałem myszkowskiej straży za pierwszym razem dlaczego tak długo jechali, to powiedzieli, że stali na przejeździe. Ale nie wiem czy tym w Nowej Wsi, czy w Żarkach Letnisku, nie wiem którędy jechali. Ale tylko tam są przejazdy. Za drugim razem pytałem tego dowódcę strażaków z Myszkowa, kto teraz weźmie odpowiedzialność za ten drugi pożar, to stwierdził, że on im budynek przekazał. I tyle.

 

J.M.: Chcą umyć ręce.

 

Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej w Myszkowie potwierdza, że strażacy brali udział w dwóch pożarach na terenie zakładu obuwniczego w Poraju, ale do tej pory nikt z właścicieli budynku nie wnosił żadnych zastrzeżeń. - W trakcie prowadzonych działań nikt nie wnosił zarzutów do strażaków – do zachowania w trakcie akcji gaśniczej. Teren objęty działaniem ratowniczym został przekazany do nadzorowania i zabezpieczenia właścicielowi, co zostało potwierdzone odpowiednim drukiem przekazania – komentuje kpt. Mariusz Szczepański, oficer prasowy KP PSP w Myszkowie.

 

Ewelina Kurzak

 

 


Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: MatiTreść komentarza: 👍Data dodania komentarza: 29.04.2025, 17:21Źródło komentarza: "Hurra Jura" to pierwsza na Jurze, oraz trzecia w Polsce Via FerrataAutor komentarza: ZenekTreść komentarza: Panie Wojciechu współczuję. I Trzymam Kciuki !!!Data dodania komentarza: 24.04.2025, 13:37Źródło komentarza: ZARZUTY KORUPCYJNE DLA BYŁEGO STAROSTY. KAUCJA 200.000 ZŁ I WYSZEDŁAutor komentarza: KarolinaTreść komentarza: 😍Data dodania komentarza: 19.04.2025, 16:19Źródło komentarza: Vespa na JurzeAutor komentarza: TomaszTreść komentarza: To jest chyba jednak standard. Dzisiaj (17/04/2025) identyczne obrazki były w Koziegłowach na ul. Żareckiej obok domu burmistrza Koziegłów. Zamiatanie ulicy przebiegało tak że trzeba było uciekać na drugą stronę ulicy żeby jako tako przejść. Tumany kurzu ciągnęły się na odległość 100 m za zamiatarką. Oczywiście wszystkie prace na sucho przy słonecznej pogodzie i 25 stopniach ciepła.Data dodania komentarza: 17.04.2025, 12:56Źródło komentarza: ZAMIATARKA CZY KURZARKA?Autor komentarza: WojtekTreść komentarza: Takiemu to nic nie zrobią bo ma kolegę sędziego,Data dodania komentarza: 16.04.2025, 14:09Źródło komentarza: BYŁY STAROSTA MYSZKOWSKI ZATRZYMANY. ZARZUTY KORUPCYJNEAutor komentarza: MarianTreść komentarza: Przecież to "elyta" polityczna to co mu zrobią? Jak skażą to się odwoła że sadzili ni ci sędziowie co trzeba.Data dodania komentarza: 16.04.2025, 02:59Źródło komentarza: BYŁY STAROSTA MYSZKOWSKI ZATRZYMANY. ZARZUTY KORUPCYJNE
Reklama
Reklama
Reklama