(Myszków) Właściciel prywatnej działki odciął od świata mieszkańców bloku przy ulicy Kościelnej 5. Wieczorem 12 sierpnia na granicy prywatnej działki małżeństwa Skorupów i działki Urzędu Miasta wkopana została metalowa bramka (od strony ulicy Kościelnej) oraz drewniany słupek (z tyłu bloku), które uniemożliwiły całkowicie wjazd do bloku. Mieszkańcy od razu poprosili o pomoc wiceburmistrz Iwonę Franelak, bo skoro jedna z działek należy do miasta, to tylko urząd może tę sprawę rozwiązać. We wtorek 23 sierpnia miała się odbyć wizja lokalna, ale urzędniczka na widok naszego dziennikarza uciekła, tłumacząc się, że nie jest przygotowana na spotkanie w obecności prasy.
Problem z dojazdem do bloku to efekt urzędniczego bałaganu. Własnością wspólnoty jest tylko działka po obrysie bloku, czyli najprościej mówiąc nawet balkony wystają na działkę Urzędu Miasta. Blok przy Kościelnej 5 powstał w latach 60-tych i do 12 sierpnia nikt z mieszkańców nie narzekał na problem dojazdu. Mieszkańcy doskonale wiedzieli, że działka po której na co dzień chodzą jest własnością urzędu oraz własnością prywatnej osoby. Byli jednak pewni, że skoro nie ma innej drogi dojazdowej do bloku to nikt tej drogi zastawić nie może. – Słupki pojawiły się 12 sierpnia między godziną 19, a 20-tą. Właściciel działki jeżdżący na wózki inwalidzkim był obecny przy ich wkopywaniu. Zapytany przeze mnie dlaczego to robi odpowiedział krótko – idźcie sobie teraz do Urzędu Miasta. Dlatego też od razu sprawę zgłosiliśmy do Urzędu Miasta. Rozmawialiśmy z wiceburmistrz Iwoną Franelak, która zapewniła nas, że urząd sprawą się zajmie. Nie mamy teraz w ogóle dojazdu do bloku. Nasz blok jest tak usytuowany, że nawet chcąc wjechać z drugiej strony, od ulicy Słowiańskiej i tak musimy przejeżdżać przez działkę pana Skorupy. A tam też stoi słupek. Nie wjedzie karetka, nie wjedzie straż pożarna. W bloku mieszka sporo starszych osób, niektórzy ledwie wychodzą z klatki, zatem konieczne jest, aby ktoś z rodziny podjeżdżał samochodem pod schody. Teraz nie ma takiej możliwości. Nawet zwykłe proste czynności jak wymiana mebli w domu będą teraz problemem – mówi oburzona mieszkanka bloku przy Kościelnej 5. Inni mieszkańcy również nie kryją oburzenia. – Mieszkam tu od samego początku, kiedy wybudowano blok i nigdy nikt nie robił problemów z dojazdem. Na prywatnej działce, do której jest dojazd przed naszym blokiem stał jeszcze niedawno taki stary dom. Ludzie tam mieszkali, swobodnie przechodzili, żyliśmy z nimi w zgodzie. Nigdy nie było nawet żadnej rozmowy na temat zagrodzenia dojazdu. Nie wiem skąd teraz ten pomysł się wziął, może właściciel chce jakieś pieniądze od Urzędu Miasta – zastanawia się jeden z mieszkańców sąsiedniego bloku, przy ulicy Kościelnej 5a.
Miała być wizja lokalna
Na wtorek 23 sierpnia ustalono wizję lokalną z udziałem pracowników Urzędu Miasta oraz zarządcy wspólnoty przy ulicy Kościelnej 5. Nasz dziennikarz również udał się na miejsce. Mariola Sytniewska – pracownica urzędu miasta widząc naszego dziennikarza stwierdziła zdenerwowana, że nie jest przygotowana na rozmowę z prasą. Nikt z nas nie miał nawet zamiaru urzędniczki przepytywać (tym bardziej przeprowadzać wywiadu), chcieliśmy być tylko świadkiem wizji lokalnej, a w tej może uczestniczyć każdy, kto tylko chce, nawet przypadkowy przechodzień. – Nie jestem przygotowana. Nie będę dzisiaj rozmawiać. Przyjadę na koniec tygodnia jak prasy nie będzie – mówiła zdenerwowana urzędniczka. Takiego zachowania urzędniczki nikt się nie spodziewał. To skandal, żeby urzędnik państwowy uchylał się od czynności służbowych i to w taki sposób. – To kiedy to zrobicie dzisiaj nie, jutro nie, a pojutrze pewnie wcale? – pytał starszy mężczyzna. – Czy pani chociaż przeglądała jakieś dokumenty, może pani nam cokolwiek więcej powiedzieć – pytała jedna z kobiet. – Sprawdziłam jest to działka pana Skorupy – ucięła krótko urzędniczka. - To akurat od dawna wiedzieliśmy – padły głosy ze strony mieszkańców. Następnie Sytniewska wykonała kilka telefonów (podobno do urzędu miasta), po czym…uciekła, nie mówiąc nawet do widzenia, ani kiedy zamierza ponownie się pojawić. Członkowie wspólnoty, którzy specjalnie przyszli na wizję lokalną byli zszokowani zachowaniem urzędniczki, która przecież przyszła wykonywać obowiązki służbowe, a jej zachowanie było dalekie od urzędniczego etosu. – Zachowanie urzędniczki wręcz nas przeraziło. Skoro nie była przy naszej rozmowie z wiceburmistrza, a została tutaj skierowana przez swoich przełożonych, to mogła wcześniej zapoznać się ze sprawą. W urzędzie byliśmy 18 sierpnia, więc od tego czasu minęło aż 5 dni. Przecież przychodząc tutaj pracownicy urzędu powinni być przygotowani. Naszym zdaniem powinni wymierzyć chociaż czy słupek stoi prawidłowo, czy może już na działce miasta. Powinni w terenie potwierdzić to, o czym mówiliśmy wiceburmistrz, a pani urzędnik uciekła obrażona. Zresztą my byliśmy do tej rozmowy przygotowani, mieliśmy ze sobą dokumenty i mapki. Pani urzędnik miała tylko telefon, z którego nerwowo dzwoniła do urzędu miasta poinformować, że na miejscu jest Gazeta Myszkowska. To się nazywa pomoc miasta mieszkańcom? My poszliśmy do miasta, bo to jedyna nasza droga. Urzędniczka uciekła nie mówiąc nawet do widzenia. Kto nam ma teraz pomóc? A może te słupki nie stoją w granicy tylko na działce urzędu i można je po prostu usnąć, trzeba to przecież zmierzyć, a skoro nie urząd to kto ma to zrobić? – komentuje ze zdenerwowaniem jeden z członków zarządu wspólnoty.
Może nawet zagrodzimy…
Ewa i Artur Skorupowie, właściciele spornej działki, która jest jedynym dojazdem do bloku nie zamierzają słupków likwidować. W późniejszym czasie może nawet ten kawałek terenu na stałe zagrodzą. – To jest nasza własność i jedyne dojście do naszego domu. Postawiliśmy słupki, bo chcemy tę działkę utwardzić. Mąż jest niepełnosprawny, a to jedyny nasz dojazd do domu. Często jest on zastawiony przez samochody i nie możemy się dostać do budynku. Plany są jeszcze niesprecyzowane. Budynek jest w budowie. Może postawimy też ogrodzenie, na razie jednak nie mamy na to funduszy. Jeśli nie ma innego dojazdu do bloku, to ten blok nie powinien w ogóle powstać – skwitowała Ewa Skorupa, współwłaściciel działki.
Mieszkańcy zaprzeczają
- Nigdy nie było tak, że droga jest zastawiona. Jeśli kiedykolwiek ta droga była zastawiona to na kilka minut, kiedy trzeba było wprowadzić do samochodu osobę chorą lub ją zaprowadzić do domu albo np. wypakować ciężkie rzeczy z samochodu. To jest zwyczajna złośliwość, w dodatku złośliwość człowieka, który sam jest niepełnosprawny i doskonale powinien wiedzieć, jak ciężko się dostać do własnego domu, kiedy na drodze są przeszkody – mówi starsza kobieta, która w bloku mieszka od samego początku. – Jak umrę to nawet karawan tu po mnie nie wjedzie, a swoje lata mam – komentuje żartując z całej sytuacji kolejna mieszkanka i dodaje – ja już nawet nie mam siły się denerwować.
Jak mówi nasz informator Skorupowie dojazd do domu mają i to dosyć spory. Bowiem to do nich należy grunt, na którym wybudowany został supermarket Mila i parking. Ten grunt tylko dzierżawią, twierdzą wieloletni mieszkańcy Kościelnej. – Mogą podjechać pod dom nawet tirem. Zresztą jakoś ten dom wybudować musieli, a nigdy nie widziałem, żeby materiały budowlane przewozili jeżdżąc obok bloku, któremu dojazd zagrodzili. Dom powstał całkiem okazały, nawet pracownicy nigdy nie chodzili drogą od ulicy Kościelnej. Poza tym od strony bloku nawet nie ma wejścia do domu, są jedynie jakieś małe pojedyncze drzwi, na pewno nie służące do wjazdu wózkowi inwalidzkiemu. To zwykła ludzka złośliwość, bo jak to inaczej nazwać tę sytuację. Może chęć pozyskania pieniędzy od Urzędu Miasta. Przecież oni tu nawet nie mieszkają – mówi mężczyzna, który nie chce się przedstawiać, bo jak twierdzi, nie wie co takim złośliwym osobom może przyjść do głowy.
Wspólnota będzie walczyć
Sprawa choć ujrzała światło dzienne, musi teraz przybrać charakter oficjalnego pisma, które wspólnota zamierza skierować do Urzędu Miasta. – Będziemy wnioskować w Urzędzie Miasta, o to, aby ta droga była dostępna dla mieszkańców bloku przy ulicy Kościelnej 5. Mieszkają tu ludzie starsi, mieszkają osoby z grupą inwalidzką. Dojazd do bloku musi być. Kwestia tego jak ten problem rozwiąże Urząd Miasta. To urzędnicy muszą teraz porozmawiać z państwem Skorupami i albo załatwić to polubownie, albo na drodze sądowej ustanowić służebność drogi koniecznej. My możemy tylko urzędników naciskać. Nie chcemy nic więcej, jak dojazdu tylko do klatki – mówi Jacek Maślanka, zarządca wspólnoty przy ulicy Kościelnej 5.
Urząd Miasta umywa ręce
W środę 24 sierpnia koło południa urzędnicy pojawili się na ulicy Kościelnej 5 i dosłownie w ciągu kilku minut usunęli dwa metalowe słupki, które od co najmniej 20 lat blokowały samochodom wjazd na chodnik i tylko w tym celu zostały kiedyś postawione. Bez tych słupków wjazd pod klatkę jest teraz możliwy, ale jak długo? Bowiem prywatna działka biegnie skośnie i gdyby właściciel postawił więcej blokad, to mieszkańcy mieli by trudność z wyjściem z klatki schodowej. Na nasze pytanie co dalej Urząd Miasta zamierza zrobić, aby mieszkańcy mieli pełnoprawny dojazd do bloku, można powiedzieć że nic. – Sprawa pozostaje w toku – odpowiada lakonicznie Małgorzata Kitala-Miroszewska, rzecznik prasowy UM. Rzecznik tłumaczy również, że decyzja o usunięciu metalowych słupków z urzędniczej działki zapadła od razu po interwencji mieszkańców. – Po oględzinach, 5 dni temu, poinformowaliśmy p. J. Maślankę by przekazał informację mieszkańcom, że możemy usunąć słupki – tłumaczy rzecznik. Zarządca wspólnoty, słusznie zresztą twierdzi, że to nie rozwiązuje sprawy, a urząd po prostu umywa ręce, bo mieszkańcy prosili o wyregulowanie stanu prawnego gruntów i usunięcie blokady, a nie słupków, które kiedyś nawet na ich prośbę zostały wkopane. – Nas takie rozwiązanie nie satysfakcjonuje, bo stan gruntów nie jest nadal uregulowany. Prywatny właściciel może w każdej chwili swoją część całkowicie zagrodzić. Poza tym interweniowaliśmy w urzędzie o usunięcie metalowej blokady którą postawił pan Skorupa, a nie metalowych słupków, które stoją od wielu lat. To jest zwyczajne umywanie rąk – komentuje Jacek Maślanka, zarządca wspólnoty.
Droga dojazdowa musi być
Zgodnie z art. 145 Kodeksu cywilnego, jeżeli nieruchomość nie ma odpowiedniego dostępu do drogi publicznej, wówczas właściciel może żądać od właścicieli gruntów sąsiednich ustanowienia za wynagrodzeniem potrzebnej służebności drogowej, zwanej drogą konieczną. Odpowiedni dostęp do drogi publicznej to dostęp stały i prawnie uregulowany - nie spełnia zatem tego warunku uprzejmość sąsiada, który zapewnia, że zawsze będzie można przejechać przez jego działkę, czyli tak jak było do tej pory na ulicy Kościelnej. Dojazd do bloku był przez ponad 50 lat, ale na przysłowiową „gębę”. Urzędujący przez lata burmistrzowie zwyczajnie zaniedbali sprawę regulacji gruntów . Teraz w rękach burmistrza Włodzimierza Żaka leży dogadanie się z właścicielami prywatnej działki albo w drodze dobrowolnej umowy zawartej w obecności notariusza albo na drodze postępowania sądowego. Urząd Miasta zatem musi się przygotować na wydatek, bo jeśli dojdzie do rozprawy w sądzie, to z reguły przed wydaniem postanowienia o ustanowieniu służebności sąd przeprowadza na miejscu dowód z oględzin nieruchomości, ponadto orzeka o wynagrodzeniu dla tych z właścicieli, przez których działkę droga będzie przebiegać. Wynagrodzenie to może być jednorazowe lub okresowe (wtedy może być waloryzowane), dla ustalenia jego wysokości decydujące znaczenie mają ceny rynkowe odpowiednie do uszczerbku spowodowanego ustanowieniem służebności. Ostatnią opcją jest zakup dodatkowej części drogi. To zwykle sposób najdroższy z przedstawionych, ale dający pełnię praw właścicielskich. Będziemy zatem śledzić każdy ruch Urzędu Miasta, bo w rękach burmistrza Żaka leży teraz bezpieczeństwo mieszkańców i pozostaje mieć nadzieję, że Urząd Miasta po prostu się „ocknie”.
Ewelina Kurzak
Napisz komentarz
Komentarze