(Myszków) Myszkowscy rowerzyści często są na bakier z prawem. Kierując się przeświadczeniem o własnym bezpieczeństwie, jezdnię zamieniają na chodnik. I nic ich nie obchodzi, że generalnie chodnikiem jeździć nie wolno. Jeżdżą i nie liczą się z pieszymi. Duży może więcej – jak w dżungli, tyle, że miejskiej. To złota zasada chodnikowego bezprawia. Do częstego łamania przez cyklistów przepisów ruchu drogowego, które obowiązują także na chodnikach, dochodzi na wiadukcie w Myszkowie. Rowerzyści często jeżdżą chodnikiem po prawej stronie jezdni, który z powodu barier energochłonnych jest bardzo wąski. Stwarzają zagrożenie dla samych siebie i pieszych. Bo w starciu z rowerzystą, zawsze przegrywa pieszy. Czy aby było na myszkowskich chodnikach bezpiecznie, musi dojść do wypadku?
Jazda rowerem jest dla wielu osób doskonałą formą przemieszczania. Zdrowo i ekologicznie – to główne zasady cyklistów. Niestety w Myszkowie i okolicznych miejscowościach moda na rower często wynika z konieczności. Na „dwa kółka” siadają zwykle osoby bez „rowerowego prawa jazdy” i – jak się często okazuje – bez wyobraźni. Zapewne każdy z nas widział rowerzystę poruszającego się chodnikiem. Pewnie też wielu niejednokrotnie rowerem po chodniku jeździło. Generalna zasada w oparciu o przepisy ruchu drogowego brzmi: rowerem po chodniku jeździć nie wolno. Z naszych obserwacji wynika, że na myszkowskich chodnikach żadnych praw i zasad nie ma. Rowerzyści jeżdżą chodnikami, w większości przypadków bezprawnie, stwarzając niebezpieczeństwo dla siebie i innych uczestników ruchu. A przecież ryzyko dla rowerzysty poruszającego się po drodze praktycznie nie istnieje. Praktycznie - bo musi być spełniony jeden warunek: trzeba umieć jeździć. I z tym już bywa różnie. Na rower wsiada się często bez znajomości przepisów. Pieszy słabo zna zasady ruchu drogowego gdy wsiada na rower, stwarza zagrożenie dla siebie i dla innych uczestników ruchu. Nie rozumie, jak działa droga, nie potrafi przewidzieć, co za chwilę się wydarzy. Dlatego wybiera chodnik, na którym często stosuje zasadę – duży może więcej.
- W naszym mieście chodniki są jakie są - szerokość ich jest różna. Są chodniki np. na wiadukcie, które zostały zwężone przez bariery energochłonne. Notabene dobrze, że są, bo chronią pieszych. Problem w tym, że rowerzyści uważają, że ten chodnik im się należy. I tak dla zasady łamią przepisy i utrudniają życie pieszym – zwraca uwagę na problem pani Joanna.
Sami się o tym przekonaliśmy, idąc chodnikiem po wiadukcie od centrum w stronę starostwa. Właściwie nie idąc, a uciekając na barierkę. Starsza kobieta, jadąca rowerem po chodniku ani śmiała zjechać, by się z nami minąć. Chodnik ma około metra szerokości, więc wybór był prosty – barierka.
Zgodnie z prawem jazda rowerem po chodniku możliwa jest tylko w trzech przypadkach: gdy jedzie się z dzieckiem do lat dziesięciu lub podczas złej pogody (śnieg, silny wiatr, ulewa, gołoledź, gęsta mgła) lub gdy są spełnione jednocześnie trzy warunki: chodnik ma co najmniej dwa metry szerokości, ruch na jezdni jest dozwolony z prędkością ponad 50 km/h (w terenie zabudowanym), brakuje oddzielonej drogi dla rowerów oraz pasa ruchu dla nich przeznaczonego. Ostatniego przypadku chodniki z obu stron drogi na wiadukcie nie spełniają. Można się po nich poruszać rowerem tylko wtedy, gdy warunki pogodowe nie pozwalają na przemieszczanie się drogą lub jadąc z dzieckiem. W pozostałych przypadkach jazda ulicą będzie zwyczajnie bezpieczniejsza dla wszystkich uczestników drogi.
-Rowerem poruszam się tak, jak samochodem - w zdecydowanej większości po ulicach. Bo tak jest bezpieczniej. Piesi to taki rodzaj ludzi, którzy uważają, że cały chodnik im właśnie się należy. Siatki z zakupami w obu rękach, wózek z dzieckiem i krokiem pingwina po środku chodnika. Jak takiego pieszego wyminąć? Na chodniku nie obowiązują żadne zasady ruchu pieszego. Nie ma zasady prawej strony, nie ma pierwszeństwa na skrzyżowaniach i nie ma potrzeby – można by wyliczać w nieskończoność. Na drodze obowiązuje prawo dżungli.
Większy i szybszy może więcej. Stwarza to zagrożenie dla rowerzysty, który ucieka na chodnik. Co do jazdy rowerem po chodniku – tego nie rozumiem. Nie istnieją dobrzy kierowcy, którzy jeżdżą rowerem po chodniku. Tak się po prostu nie da. Z drugiej strony, by jeździć ulicą, trzeba umieć jeździć samochodem, nie wystarczy dobry rower, światełko i przeświadczenie, że jest się równoprawnym użytkownikiem – powiedział pan Mirosław, którego „przyłapaliśmy” na prawidłowym poruszaniu się rowerem.
Idealnym rozwiązaniem byłyby ścieżki rowerowe. - Zwłaszcza dla każdego niedzielnego rowerzysty – dopowiada cyklista. Niestety takich ścieżek na terenie Myszkowa nie ma. Można by również pomyśleć o wyznaczeniu pasów dla rowerów w jezdniach. Byłaby to lekcja dla obu stron - kierowców, by nauczyli się dostrzegać rowerzystów i oddali im trochę przestrzeni, nawet tam, gdzie pasy rowerowe nie są wyznaczone, oraz dla osób, które postrzegają rower jako pełnoprawny środek transportu. Niestety drogi w Myszkowie warunków do stworzenia na nich pasów dla rowerów nie spełniają, bo są zbyt wąskie.
Katarzyna Kieras
Napisz komentarz
Komentarze