W piątek 3 grudnia, przed drugą turą wyborów, odwiedzili mnie młodzi ludzie, którzy w imieniu jednego z kandydatów chcieli mnie poczęstować pączkami. Podziękowałam im za te słodycze, bo ich nie chciałam. Zamiast pączków chcę bowiem normalności. Chcę odśnieżonych ulic, chodników którymi w zimie da się przejść, czystych i ciepłych autobusów miejskich. Bo jak jest w rzeczywistości, nie trzeba chyba nikomu wyjaśniać. Tak jest np. u mnie, na ulicy Siewierskiej. Przed wyborami wszyscy przedstawiają się jako uczciwi, aktywni, prężni społecznicy. Ich zapał gaśnie z chwilą ogłoszenia wyników wyborów. Przykład? Niedawno przez cztery dni nie świeciły latarnie na ulicach Galenowej, Palmowej, Kwarcowej i Sikorka. Zadzwoniłam w końcu do Zakładu Energetycznego, bo szkoda mi m.in. tych dzieci co po ciemku na roraty chodzą. Okazało się, że o awarii nie wiedzieli, przyjęli zgłoszenie i za kilka godzin światło było. Zapytałam przy okazji czy jeszcze ktoś prócz mnie dzwonił w tej sprawie. Odpowiedzieli mi w „Enionie”, że nie. Z mojego okręgu kandydowało chyba z 30 osób na radnych. Wszyscy społecznicy. I co? Żaden, kiedy nie dostali się do Rady Miasta już się dzielnica nie interesuje? Co się stało? O co poszło? O kasę? Obrazili się, że wyborcy na nich nie zagłosowali? Może faktycznie niech radnymi będą tylko społecznicy, którzy nie będą pobierali diet. Wtedy i chętnych nie będzie aż tylu, a pracować faktycznie będą tylko społecznicy. Może wtedy będzie wreszcie normalnie. Wtedy wejdą do rady ludzie, którzy będą naprawdę dbali o to miasto, dla których dobro miasta, czy dzielnicy będzie naprawdę ważne.
Halina Kot z Mrzygłódki
Od redakcji: Profesor Jerzy Stępień, nazywany współtwórcą polskich samorządów w jednej ze stacji radiowych mówił, że diety radnych są za wysokie. – Miały one rekompensować radnym utratę części podstawowej pensji, a dla wielu osób stały się głównym źródłem dochodu. Miesięcznie radni otrzymują w Polsce od 1200 do 2700 złotych. Dieta do 2 tysięcy złotych nie jest opodatkowana. Początkowo diet nie było, radni w czasach trudnych dla gmin z nich rezygnowali. Teraz jest podobno taka interpretacja, że radni diety muszą brać. To się stało jakby wynagrodzeniem za pracę. Ale to jest przecież zaprzeczeniem idei samorządu. Trzeba wrócić do koncepcji rekompensaty za utracony zarobek. Jeśli ktoś nie utracił żadnego zarobku, np. jest emerytem, to dlaczego mamy mu dawać dietę za pracę społeczną? – mówił profesor, którego cytowały też ogólnopolskie gazety. Słowa twórcy samorządności pozostawimy bez komentarza. Każdy niech sam odpowie sobie na pytanie czy ma rację. (rb)
tytuł pochodzi od redakcji
Napisz komentarz
Komentarze