(Myszków) – Za Mrzygłodem, przy drodze w kierunku Zawiercia spaceruje bocian. Prawdopodobnie poraził go prąd, chyba coś mu jest. Boję się, że potrąci go samochód, bo chodzi przy jezdni – alarmował naszą redakcję w poniedziałek 18 sierpnia jeden z czytelników. Kiedy pojechaliśmy na miejsce ujrzeliśmy, jak po świeżo zaoranym polu faktycznie spaceruje bocian, ptak nie wyglądał jednak na chorego i wkrótce odleciał. Okazało się jednak, że trzy dni wcześniej w tym samym miejscu faktycznie znaleziono ptaka porażonego przez prąd. W efekcie trafił on do „Leśnego Pogotowia” w Mikołowie.
Informację od czytelnika o bocianie prawdopodobnie porażonym przez prąd przekazaliśmy Straży Miejskiej w Myszkowie, sami także udaliśmy się na miejsce. Ptak spacerował we wskazanym przez czytelnika rejonie, ale nic nie wskazywało, by coś mu dolegało. W świeżo zaoranej ziemi poszukiwał pożywienia. Kiedy na miejscu pojawiły się pracownice Straży Miejskiej zajmujące się zwierzętami na terenie miasta (choć w głównej mierze bezdomnymi) bociana już nie było, prawdopodobnie odleciał. Wyjaśniają jednak co mogło spowodować telefon do naszej redakcji.
– W piątek 15 sierpnia otrzymaliśmy rano sygnał o bocianie porażonym przez prąd, znalezionym właśnie za Mrzygłodem. Być może czytelnik sądził, że to ten sam, którego może w piątek widział. Tamten ptak po uderzeniu w przewody elektryczne był faktycznie oszołomiony, nie mógł chodzić. Pani, która wzięła go pod opiekę poradziliśmy, by odczekała kilka godzin, bo zdarza się, że ptaki po porażeniu dochodzą jednak do siebie, odrętwienie im mija i odlatują. Wieczorem otrzymaliśmy jednak telefon, że sytuacja nie uległa zmianie, zadzwoniliśmy zatem do Mikołowa, do „Leśnego Pogotowia”, które zajmuje się poszkodowanymi dzikimi zwierzętami i ptakami. Jego przedstawiciel przyjechał do Mrzygłodu w sobotę rano, ale niestety nie odnalazł adresu pani, u której przebywał bocian, nie mógł się też do niej dodzwonić i odjechał z niczym. Pani, która zaopiekowała się bocianem ostatecznie sama odwiozła go do Mikołowa. Ok. 15.00 mieliśmy telefon z „Pogotowia”, że bocian do nich dotarł – relacjonuje Marta Oleksiak. Kobiecie, która wykazała się tak wielką empatią dla rannego ptaka serdecznie dziękujemy, podziękowania za gotowość niesienia pomocy kierujemy także do naszego czujnego czytelnika. (rb)
Napisz komentarz
Komentarze