(Cynków) Była 6 rano w niedzielę 8 grudnia, gdy Dawid Zimny z Cynkowa zaczął dzień, jak zwykle zaglądając do swoich danieli. Dla laików to zwierzęta podobne do saren i choć z natury są dzikie, można je hodować w zamkniętych wolierach. Hodowla pana Dawida do tej nocy liczyła 15 sztuk. Widok, który zobaczył był okropny. Ogrodzenie sforsowały wałęsające się psy, które zagryzły i rozszarpały większość zwierząt.
Jak mówi Dawid Zimny, z zamiłowania hodowca i myśliwy (razem z żoną są członkami Koła Łowieckiego „Sarni Stok” z Koziegłów), jego hodowla była jedyną licencjonowaną hodowlą danieli w powiecie myszkowskim. Dziś nie wie, czy podejmie próbę jej odtworzenia. W zagrodzie zostały tylko 3 byki, leży 6 zagryzionych łań i 2 cielęta. 12 zagryzionych i zaginionych zwierząt to strata co najmniej 10 tysięcy złotych.
-Jak rano poszedłem do danieli, to jeszcze zobaczyłem uciekającego takiego dużego mieszańca. Jakbym przeszedł się po wsi, to poznam go po szczekaniu. Wałęsające się psy atakują zwierzynę w lesie, niejeden raz widziałem rozszarpaną sarnę. Ale to, co zrobiły u mnie, to pierwszy przypadek jaki znam, żeby zaatakowały na terenie zamkniętym. Pierwsze dwie - trzy sztuki te psy zabiły, żeby się najeść, zwierzęta są rozszarpane. Ale za kolejnymi to już uganiały się dla sportu. Dusiły i biegły za kolejną. Jak nie znajdę właścicieli psów, to nikt mi strat nie zwróci - mówi Dawid Zimny. Wezwani na miejsce policjanci zabezpieczyli ślady.
Hodowlę danieli zaatakowały 3-4 psy. Skoro już zasmakowały krwi, to wrócą. Do Dawida Zimnego lub do innego rolnika.
-Jakieś 3 lata temu zmieniły się przepisy i myśliwy nie może odstrzelić wałęsającego się psa. Mogę go co najwyżej przegnać, jak przyjdą ponownie – mówi D. Zimny.
Czy psy, które poczuły smak polowania mogą rzucić się również na ludzi? Zaatakować dziecko, które uznają za kolejną zabawkę? (JotM)
Napisz komentarz
Komentarze