(Myszków) Od niedawna kierowcy nie mogą parkować po prawej stronie ulicy Skłodowskiej (jadąc od Sikorskiego). Zakaz obowiązuje w godzinach od 6.00 do 19.00. Auto można pozostawić na chodniku (jeśli ktoś zdoła pokonać wysoki krawężnik), z czego skwapliwie korzystają mieszkańcy. W efekcie brak miejsc dla pozostałych kierowców, którzy kiedyś zatrzymywali się przy okolicznych sklepach, punktach usługowych, kwiaciarniach czy warzywniakach. – Robi się martwa ulica, a my bankrutujemy – mówi jedna z osób prowadząca swój biznes na Skłodowskiej.
O projekcie zmian w sposobie parkowania na ulicy Skłodowskiej w Myszkowie mówiło się już w maju ubiegłego roku. Podczas jednej z Sesji Rady Miasta radny Dariusz Muszczak zaproponował, by na ulicy Skłodowskiej ustanowić dla samochodów czasowy zakaz zatrzymywania się. Jako miejsce gdzie klienci okolicznych sklepów, apteki, oraz pacjenci przychodni zdrowia mogliby zostawiać auta wskazywał parking przy cmentarzu na ulicy Sikorskiego. Pomysł podchwycił wtedy burmistrz Włodzimierz Żak, zapowiadając rychłe wprowadzenie zakazu parkowania. – Chcielibyśmy ustawić tam znaki zezwalające na parkowanie dopiero po godzinie 17.00. Tam jest naprawdę ciasno, a sytuacji nie polepsza fakt, że z ulicy korzystają kondukty pogrzebowe. Zdecydowanie opowiadam się za ograniczeniem tam parkowania. Dołożymy starań, by odpowiednie znaki stanęły tam jak najszybciej – mówił w maju 2011 na sesji burmistrz Włodzimierz Żak.
Parkujące wzdłuż chodnika na Skłodowskiej samochody rzeczywiście utrudniały przejazd, ale z trudem broniła się także teza, że tworzyły się przez to paraliżujące ruch korki. Dlatego poprosiliśmy wtedy o opinie na temat pomysłu przedsiębiorców ze Skłodowskiej. Jednym głosem mówili, że to nietrafiony pomysł, który będzie ich „gwoździem do trumny”. Po roku, już po wprowadzeniu zmian, mówią to samo.
- Klienci się nie zatrzymują, jadą dalej. No bo gdzie mają się zatrzymać? Jest przed 11.00, a proszę zobaczyć. Koło mnie na chodniku stoją trzy samochody mieszkańców. Nikt inny już tu nie stanie. A jak ludzie wracają z pracy jest jeszcze gorzej. Straż Miejska wie, co tu się wtedy dzieje i pojawia się, by wlepiać mandaty tym, którzy zatrzymują się na ulicy – mówi prosząca o zachowanie anonimowości kobieta, która na ulicy Skłodowskiej prowadzi działalność gospodarczą. – Ja jeszcze mam koło siebie mały parking, to może ktoś stanie. Ale inni? Dziś ludzie są wygodni. Chcą się zatrzymać gdzie im się podoba. Ten zakaz to dla nas utrudnienie. Nie powiem, bo teraz jest łatwiej przejechać, ulica nie jest zapchana. Ale nie zakazy uzdrowią sytuację, a budowa nowych parkingów dla mieszkańców. Jest gdzie je wybudować, tylko trzeba trochę ograniczyć te pseudo zieleńce. Choćby za blokiem nr 13. Ile tam jest miejsca. A to miejsce teraz nie ma wiele wspólnego z zieleńcem. To jakieś dziadostwo jest. Robi się martwa ulica, a my bankrutujemy – dodaje. W podobnym tonie wypowiada się także Adam Gil, prowadzący na Skłodowskiej zakład zegarmistrzowski. – Mieszkałem na tej ulicy od 1968 do 1993 roku. I widzę, że na pewno jest lepiej z samym ruchem, bo lepiej się przejeżdża, ludzie się nie denerwują. Ale generalnie pasowałoby urządzić tu więcej parkingów między blokami dla samych mieszkańców. Bo „Medicor” ma, warzywniak ma, a ludzie co tu mieszkają stoją na chodnikach. Ktoś inny nie ma szans się zatrzymać – mówi Adam Gil.
- Dziś będę składać pismo do burmistrza w tej sprawie – zapowiada Bożena Maligłówka, właścicielka sklepu spożywczego obok przychodni zdrowia, z którą rozmawiamy w środę 12 września. – Niech zakaz będzie, ale z czasowym ograniczeniem, np. do 15 minut. Straciłam przez to stałych klientów z Będusza, Mijaczowa, wielu innych miejsc, którzy robili u mnie zakupy w drodze do, albo z pracy. Spadły mi obroty o połowę! Ale jak ma być inaczej, jak ludzie parkują na chodnikach, a kto chce się zatrzymać, musi zaparkować na ulicy. Straż miejska tylko na to czeka. Posypały się mandaty, a jak ktoś raz zapłaci, to więcej się nie zatrzyma. Wczoraj ledwo udało się uchronić klienta od mandatu, ale tylko dla tego, że miał zaświadczenie, że jest niepełnosprawny – mówi rozgoryczona. – Niech będzie można parkować na chodniku, ale jak mówię, z czasowym ograniczeniem do 15 minut. Żeby ktoś mógł podjechać, kupić coś, załatwić, przywieźć chorego do przychodni. U mnie nikt dłużej zakupów nie robi. A ja z tego żyję. Tak mi zastawią czasami autami chodnik, że z towarem nie mogę podjechać – proponuje Bożena Maligłówka.
Wszyscy nasi rozmówcy wskazują jeszcze na jedną rzecz. Wprowadzając zmiany na ulicy Skłodowskiej ich nikt o zdanie w tej sprawie nie pytał.
Robert Bączyński
Od redakcji:
Kiedy władza zmądrzeje?
Skłodowska nie ma szczęścia do burmistrzów Myszkowa. Jeżeli w ogóle można powiedzieć, że przez ostatnie 20 lat mieliśmy kompetentnych ludzi na tym stanowisku. Tak, może Zygmunt Ratmat, który rozumiał miasto, może Leon Okraska. Reszta to tragedia. Handel na Skłodowskiej zarżnięty został za Zbigniewa Knoffa, gdy robiąc nowe chodniki znacząco utrudniono ludziom parkowanie. Rok temu ostrzegaliśmy, że zakaz parkowania dobije ulicę, wskazywaliśmy argumenty. I już widać, że NIESTETY mieliśmy rację. Miasto zamiast zbudować pas parkingowy na Skłodowskiej, co ożywiłoby ulicę, wdraża jakby na złość handlowcom swoje nieudane pomysły. Za chwilę usłyszymy, że to kolejny eksperyment, jak progi zwalniające, które wkrótce miasto zamontuje. Pewnie na zawsze, bo urzędnicy nie znoszą przyznawania się do błędów. Zamiast sięgnąć po rozwiązania sprawdzone w innych miastach, czy za granicą, ciągle tkwimy w zaścianku. Niestety, nasi urzędnicy z burmistrzem włącznie fundują nam kolejny eksperyment w stylu: „włożę rękę do garnka z wrzątkiem i sprawdzę czy woda gorąca”. Zapewniam. Będzie gorąca.
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze