(Myszków) Sześć osób poszkodowanych w sobotniej katastrofie kolejowej w okolicach Szczekocin trafiło do szpitala w Myszkowie. To w większości młodzi ludzie, cztery kobiety i dwóch mężczyzn. Ich stan Lekarz Naczelna myszkowskiej lecznicy dr Dorota Kaim Hagar określała w niedzielę w południe jako dobry i stabilny. Poszkodowanych we wczesnych godzinach rannych odwiedził Minister Zdrowia Bartosz Arłukowicz.
Dorota Kaim Hagar spędziła w szpitalu całą sobotnią noc, koordynując działania związane z przyjmowaniem osób rannych, kierowanych do Szpitala Powiatowego w Myszkowie. Także w niedzielę sprawowała opiekę nad poszkodowanymi. O stanie pacjentów i sobotniej akcji ratunkowej rozmawialiśmy w południe, w niedzielę 4 marca.
Gazeta Myszkowska: - Pani doktor, ciężka noc?
Dorota Kaim – Hagar: - Ciężka, bardzo ciężka. Dokładnie o 21.41 został zadysponowany pierwszy zespół ratownictwa medycznego i w zasadzie nasz jedyny, który pojechał do Szczekocin. Wówczas dyspozytorka z pogotowia poinformowała mnie o tym, że wysłała karetkę poza nasz rejon operacyjny, i że jest katastrofa kolejowa. I już wtedy chyba było wiadomo, że poszkodowanych w niej może być ponad 50 osób. W związku z tym natychmiast podjęłam działania na terenie szpitala. Po pierwsze orientacja co do liczby łóżek wolnych i możliwości przyjęcia rannych na urazówce i chirurgii ogólnej; następnie orientacja co do ilości posiadanej krwi w naszym banku. Wykonane zostały telefony do lekarzy, którzy mieli tzw. dyżury pod telefonem, aby w każdej chwili byli gotowi przyjechać do szpitala. Został wezwany ordynator oddziału chirurgii urazowej, dr Cichoń. Przyjechał na miejsce i w zasadzie o godzinie 22.00 byliśmy na izbie w pełni gotowi do przyjęcia pacjentów. Ściągnęliśmy ponadto dodatkowy sprzęt – wszystkie wózki leżące i siedzące z oddziałów, dodatkowy personel średni, pielęgniarski. Oddziały rozdysponowałam tak, by wzmocnione siły były głównie na izbie przyjęć, żeby sprawnie ta akcja została przeprowadzona. Pierwsza karetka dotarła do nas o 23.00 i przywiozła dwoje pacjentów. Następna o 1.00 w nocy, również dowiozła dwóch pacjentów. O 2.00 dotarł do nas kolejny pacjent i o 7.10 ostatni ranny. W sumie u nas jest sześć osób, w stanie ogólnym stabilnym. Wygląda na to, że nic nie zagraża ich życiu i zdrowiu. Jedna z pacjentek, w tej chwili jest operowana, bo to była operacja w trybie planowym. Nie było konieczności operowania jej wczoraj, w trybie pilnym. Reszta pacjentów jest już po diagnostyce, jedna z pań miała wykonaną tomografię głowy. W tej chwili dojeżdża na nasz oddział psycholog. Będzie rozmawiał ze wszystkimi poszkodowanymi. Ja jestem cały czas w kontakcie z pacjentami, widzę, że dziś jest z nimi już lepiej, nawet pod względem psychicznym. Znacznie lepiej niż wczoraj. Około 6.00 rano przyjechał Minister Zdrowia Bartosz Arłukowicz, który odwiedził wszystkich pacjentów. Sprawdzał, jak wygląda sytuacja w naszym szpitalu, jaka jest opieka nad pacjentami. Wydaje mi się , że był zadowolony z tego co tutaj zastał, choć oczywiście był poruszony całym wydarzeniem. To była krótka wizyta w celu zorientowania się, w jakim stanie są ranni i jak tutaj są zabezpieczone ich potrzeby. Wówczas było u nas pięciu pacjentów – stąd może być rozbieżność w informacjach. Ministrowi podałam, że mamy 5 pacjentów, tuż po tym jak odjechał, karetka dowiozła jeszcze jednego i w sumie jest sześciu.
Od początku akcji byłam w kontakcie z marszałkiem Mariuszem Kleszczewskim. Kiedy wysłaliśmy pierwszy zespół ratowniczy, to natychmiast też zorganizowałam dodatkowy, bo mamy takie możliwości. Specjalistyczną, z lekarzem, super wyposażoną karetkę. W ciągu kilkunastu minut była gotowa do wyjazdu. Nie z tych, które mamy na dyżurze, tylko zupełnie dodatkowy zespół. Taką gotowość zgłosiłam zarówno do Marszałka, jak i do Zawiercia, które w pewnym sensie nadzorowało całą akcję. Kontaktowaliśmy się z pogotowiem w Zawierciu i zgłosiliśmy swój akces. Pan Marszałek mi oddzwonił, że nie ma takiej potrzeby, że w odpowiedniej ilości na miejscu te karetki już były , zmobilizowane m.in. z Katowic i Sosnowca. Ale ten zespół mieliśmy cały czas w pogotowiu w razie, gdyby taka potrzeba była.
GM: - Z jakimi urazami trafili do Myszkowa poszkodowani w katastrofie?
D. K-H. - Jedna z pacjentek, ta która jest poddana operacji dzisiaj, jest najbardziej poszkodowana wśród wszystkich naszych pacjentów. Ma złamanie wielo odłamowe podudzia, to wymaga operacji, leczenia w ten sposób. Jest jedna pacjentka z urazem głowy, jedna z urazem kręgosłupa, jedna z urazem barku i dwóch panów – jeden z urazem klatki piersiowej, drugi z urazem okolicy lędźwiowej. Oprócz pierwszego przypadku pozostałe, to obrażenia powierzchowne, nie wykazaliśmy tam żadnych złamań, nie wymagają żadnych zabiegów. Pacjenci są w obserwacji. Ta jedna pacjentka dodatkowo miała dzisiaj wykonaną tomografię głowy w celu upewnienia się czy wszystko w porządku. Wydaje się że wszystko będzie dobrze.
GM: - W jakim przedziale wiekowym są ranni?
D. K-H. -To są ludzie młodzi. Cztery młode panie i dwóch panów. Jeden z nich starszy, drugi w średnim wieku. Ojciec i syn. Oni nie przyjechali razem. Najpierw trafił do nas starszy pan, a jego syn jako ostatni z rannych. Został przewieziony spośród osób które znajdowały się po wypadku w okolicznej szkole. U nas zostanie zdiagnozowany, poobserwowany i jak będzie pewność, że nic mu nie zagraża będzie mógł zostać zwolniony do domu.
GM: - Czy wszyscy ranni przebywający w Myszkowie to Polacy?
D. K-H. – Tak, wszyscy to Polacy. Mieszkańcy Warszawy, Krakowa, okolic Krakowa, Wadowic i Bydgoszczy.
GM: - Czy ich rodziny już do nich dotarły?
D. K– H. - Tak, wszyscy pacjenci mają kontakt z rodzinami. W większości rodziny już do nich dotarły, a pozostali oczekują na przyjazd. Ale kontakt z bliskimi mają wszyscy. Dotarła pani psycholog, będzie z nimi rozmawiała. Pacjenci o tym wiedzą, bo zaproponowałam im pomoc psychologiczną i raczej wszyscy są zainteresowani. Myślę, że im to w jakiś sposób pomoże.
GM: - Czy ranni opowiadali o wypadku?
D. K-H. - Powiem szczerze, że unikamy takich rozmów. Ja uważam, że z punktu widzenia psychologicznego , należy unikać takich zwierzeń. Informacji takich od nich staraliśmy się unikać, ze względu na olbrzymi stres. Tym bardziej, że wczoraj byli w złym stanie psychicznym. Tylko kiedy chcieli coś na ten temat mówić, to chętnie słuchaliśmy ich relacji , próbowaliśmy ich wesprzeć, ale żadnych pytań dodatkowych staraliśmy się nie zadawać. Były ekipy dziennikarzy, także telewizyjne, m.in. z Polsatu, zabroniłam jednak kontaktu pacjentów z dziennikarzami. Zrobiłam to bez uzgodnienia z pacjentami, ale dziś, kiedy z nimi rozmawiałam byli zadowoleni, że nikt ich nie nękał i nie nęka pytaniami. To jest dla nich olbrzymie przeżycie. W mojej karierze zawodowej to pierwszy tego typu przypadek, że do szpitala trafiły ofiary katastrofy, choć pracuję bardzo długo. To był swoisty sprawdzian, w którym myślę, że dobrze się sprawdziliśmy.
GM: - Czy Minister Arłukowicz miał okazję wizytować szpital?
D. K-H: Nie , wizyta odbyła się bardzo szybko, Minister spieszył się do następnych szpitali . Widziałam, że izba przyjęć nie zrobiła na nim wrażenia, starałam się zresztą w telegraficznym skrócie powiedzieć, że niebawem otwieramy nowe skrzydło i za pół roku pacjenci będą w zupełnie innych warunkach przyjmowani na izbie przyjęć. Już po wejściu na oddział chirurgii urazowej widziałam jednak, że był zupełnie inny odbiór z jego strony, wydaje mi się że był zadowolony, że pacjenci pozostają w warunkach dla nich komfortowych, zresztą wszyscy wyrazili zadowolenie w rozmowie z ministrem z opieki naszego szpitala. Myślę że zostaliśmy pozytywnie zweryfikowani przez ministra.
GM: - Jakie są rokowania? Kiedy ranni opuszczą szpital?
D. K-H : - Co do szczegółów, należałoby rozmawiać z lekarzami prowadzącymi pacjentów. Myślę, że pierwsi opuszczą szpital w tym tygodniu.
Rozmawiał: Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze