(Niegowa, Myszków) 10 osób pracujących w komisji, która sporządzała protokoły szkód po gradobiciu w gminie Niegowa w sierpniu 2008 roku, Prokuratura w Myszkowie oskarża o poświadczenie nieprawdy. Podpisali się oni pod wszystkimi 590 protokołami szkód, choć w rzeczywistości nie pojawili się we wszystkich gospodarstwach, które ucierpiały w wyniku nawałnicy. Wszystkim grożą grzywny. Ogłoszenie wyroku sąd zaplanował na 10 lutego.
Sprawa ma związek z gradobiciem, które nawiedziło gminę 15 sierpnia 2008 roku. Grad zniszczył dachy prawie 600 domów i uprawy na powierzchni 569 hektarów. Aby obliczyć straty, które sięgnęły prawie 1,2 mln zł, wójt gminy powołał komisję, do której weszli pracownicy Urzędu Gminy w Niegowie, Ośrodka Doradztwa Rolniczego i Izby Rolniczej. Szybko pojawiły się jednak wzajemne zarzuty, że jeden sąsiad, u którego straty były ogromne, nie dostał żadnych odszkodowań, a inni, choć ich grad ominął, mieli dostać po kilka tysięcy złotych. Również do redakcji Gazety Myszkowskiej wpływało na ten temat wiele anonimów.
W tej sprawie zeznawał świadek Krzysztof M., wójt Niegowy: - Po gradobiciu poszedłem oszacować wstępnie straty, okazało się, że ponad pół gminy jest zniszczone. Porozumiałem się ze sztabem kryzysowym, w międzyczasie wystąpiliśmy z pismami na temat działań, jakie mamy podjąć. Zaproponowaliśmy wojewodzie skład komisji, i wkrótce po powołaniu przystąpiła ona do pracy. Wojewoda dał nam czas, 60 dni na sporządzenie protokołów szkód. Sytuacja zmieniła się, gdy KRUS porozumiał się z Izbami Rolniczymi i narzucił nam okres do 30 września, jako ostateczny do złożenia protokołu. W przeciwnym razie miały przepaść odszkodowania. Komisja działała więc w pierwszej kolejności w gospodarstwach ubezpieczonych w KRUS-ie. 26 września 2008 otrzymaliśmy ponaglenie z KRUS-u, potem dowiedzieliśmy się, że już 23 września wyczerpały się środki tego ubezpieczyciela. Tymczasem nasze wnioski były gotowe w terminie, 29 września. Żaden z rolników nie uzyskał z KRUS-u ani złotówki. Nasza komisja pracowała tylko na polach. Krzysztof M. dodał także, że naglił komisję, by pracowała „po godzinach pracy w urzędach”. Okazało się, że w okresie szacowania strat komisja, która powinna być w pełnym składzie u poszkodowanych, podzieliła się na grupy 3 osobowe, oficjalnie po to, by w terminie sporządzić protokoły. - Interesował mnie tylko termin, nie wiedziałem jak komisja pracuje w terenie. Nie ma dokumentu, który mówiłby, że komisja ma pracować w pełnym składzie – podkreślał Krzysztof M. Jednocześnie świadek M. bronił pracowników gminy, będących w komisji:
– Oskarżeni pracują należycie na rzecz gminy, po klęsce dali się poznać z najlepszej strony. Termin prac komisji był zbyt krótki, chcieliśmy jak najszybciej pomóc poszkodowanym. Oskarżenie powinno kierować się raczej przeciw dokumentom – dodał Krzysztof M.
Innym świadkiem zeznającym w sprawie był Ryszard Ś. z Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach, który stwierdził, że komisja nie byłaby w stanie w tak krótkim czasie oszacować strat, dlatego mogła pracować w składzie 3 –osobowym. Z kolei świadek Bogusław J., z Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach, który przekazywał do Niegowy procedury dotyczące szacowania strat stwierdził, że Urząd nie dostał żadnych protokołów z komisji, nie wypowiedział się także co do legalności działań komisji. Na przesłuchaniu zeznawali także zwykli mieszkańcy gminy Niegowa, którzy ucierpieli podczas kataklizmu, wśród nich Antoni D.: - Podczas gradobicia spadały kawałki lodu wielkości orzecha. W moim gospodarstwie uszkodzony był dach. Pamiętam, że na oględzinach byli zarówno przedstawiciele PZU jak i gminy. Kazali się zgłaszać do urzędu, sprawdzili pole. Nikomu nic nie zwrócili, a w samych ziemniakach miałem strat 50%. Ja nic nie dostałem, tylko za dach coś mi zapłacili, ale nie pamiętam ile i skąd. Z zeznań, które świadek składał na Policji, wynikało, że Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej przyznał mu ponad 4200 złotych dofinansowania.
PROKURATURA: SZKODLIWOŚĆ CZYNU NISKA, ALE…
- Społeczna szkodliwość czynu nie jest znaczna, ale nie można mówić o jej znikomości, z uwagi na to, że dotyczy m.in. rzetelności dokumentów. W przyszłości mógł mieć on znaczenie prawne, przez uzyskanie pomocy finansowej przez poszkodowane osoby. Osoby mają nieposzlakowaną opinię, ale zaufanie społeczne zostało nadszarpnięte – stwierdził w mowie końcowej prokurator, wnioskując o uznanie oskarżonych za winnych i wymierzenie im kar grzywny, plus zwrócenie kosztów postępowania. Oskarżonych bronił mecenas Piotr Kowalski, twierdząc, że ogrom zniszczeń przerósł możliwości prac komisji. Podkreślił, że protokoły zostały sporządzone prawidłowo, rzetelnie, zgodne ze stanem faktycznym, jedynie podpisy nie są zgodne ze składem osobowym. – Działanie komisji nie wyrządziło poszkodowanym krzywdy, nawet świadek Ś, zatrudniony w Urzędzie Wojewódzkim nie wie, jak wygląda składanie podpisów pod protokołami. Zwróćmy uwagę na presję społeczeństwa i KRUS-u, komisja chciała pomóc poszkodowanym i nie zdawała sobie sprawy z tego, że popełnia przestępstwo. Dziś to wiedzą, oskarżeni przyznali się do tego, co zrobili. Teraz jedyną nagrodą za swoją pracę może być to, że mogą stracić swoje stanowiska, zaufanie społeczne a wszystko przez to, że chcieli pomóc innym. To zdarzenie jest właśnie świetnym przykładem znikomej szkodliwości czynu – mówił mecenas w mowie końcowej.W tej sprawie poinformujemy w następnym wydaniu Gazety Myszkowskiej.
Marcin Bareła
Napisz komentarz
Komentarze