(Myszków) Do Sadu Rejonowego w Myszkowie wpłynął akt oskarżenia przeciwko Wiesławowi S. z Myszkowa i jego wspólnikowi z gminy Staszów w województwie świętokrzyskim, Rafałowi S. Obaj są podejrzani o sprowadzanie do Myszkowa, nielegalne składowanie, zakopywanie w ziemi oraz porzucanie na dzikich wysypiskach śmieci niebezpiecznych chemikaliów. Na zakopane w ziemi trujące odpady natknięto się w Myszkowie, znajdywano je także porzucone na dzikich wysypiskach w Choroniu oraz na granicy Lgoty Górnej i Koziegłówek.
Sprawa ujrzała światło dzienne 4 kwietnia ubiegłego roku w Choroniu. To właśnie wtedy strażacy gaszący palące się suche trawy na terenie tzw. kamionek (miejscu po dawnym wyrobisku kamienia wapiennego, gdzie pozbywano się także nielegalnie śmieci) odnaleźli podejrzane beczki. Kilka dni później do podobnego znaleziska doszło na granicy Lgoty Górnej i Koziegłówek. Porzucone beczki i butelki z nieznanymi substancjami zauważył jeden z mieszkańców, przejeżdżający na rowerze w pobliżu dzikiego wysypiska. Prawdziwą „chemiczną bombę” odkryto jednak na jednej z prywatnych posesji przy ul. Osińska Góra w Myszkowie. Tam policjanci znaleźli beczki z niebezpiecznymi substancjami, które były składowane w magazynie, oraz pojemniki z podobnymi substancjami zakopane w ziemi. Łącznie blisko 30 ton chemikaliów. Proceder, o którego skutkach pisaliśmy obszernie na naszych łamach trwał kilka miesięcy. We wspomnianych miejscach odkryto łącznie blisko 100 ton niebezpiecznych odpadów. Były wśród nich metale ciężkie, takie jak rtęć, przeterminowane odczynniki chemiczne, oleje silnikowe, a nawet izotop radioaktywny. Odpady pochodziły z różnego rodzaju pracowni chemicznych w kraju, m.in. z uczelni wyższych i szpitali specjalistycznych. Te ostatnie w ramach ogłoszonych przetargów pozbywały się chemikaliów legalnie, zlecając ich utylizację firmie, która wygrała przetarg. Jej właścicielem okazał się Rafał S. z gminy Staszów. Za pośrednictwem jego firmy odpady były przywożone do Myszkowa i nielegalnie składowane na posesji należącej do 49 - letniego myszkowianina Wiesława S. On z kolei zatrudniał osoby z terenu miasta do rozładunku i segregacji dostarczanych odpadów. To także on – jak wykazało śledztwo - zlecał transport beczek z chemikaliami na teren dzikich wysypisk na granicy Lgoty Górnej i Koziegłówek oraz do „kamionek” w Choroniu.
- Mężczyznom postawiono dwa, częściowo pokrywające się zarzuty. Odpowiedzą z art. 164 kodeksu karnego, który dotyczy sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa eksplozji lub innego rozprzestrzeniania się substancji trujących, oraz z art. 183 par. 1 kk, za składowanie wbrew przepisom substancji zagrażających zdrowiu i życiu ludzi oraz mogących spowodować duże straty w świecie roślinnym i zwierzęcym. Dodatkowo Wiesławowi S. postawiono dwa kolejne zarzuty. Odpowie z art. 160 kk, za narażenie zdrowia i życia osób, które uczestniczyły w rozładowywaniu i pozbywaniu się chemikaliów oraz za sfałszowanie faktury, które także ma związek z pozbywaniem się toksycznych odpadów – relacjonuje szef Prokuratury w Myszkowie, Zbigniew Wytrych.
Za stawiane im zarzuty grozi od 3 do 8 lat pozbawienia wolności. – W obecnej chwili za wcześnie jest, by mówić o wysokości kar. Generalnie, w takich przypadkach, gdzie oskarżanym stawianych jest kilka zarzutów sąd ocenia każdy z nich z osobna, a następnie orzeka karę łączną. Kara orzekana jest wtedy od najwyższej, przewidzianej za jeden z zarzutów, aż do sumy tych kar – mówi Katarzyna Sacharczuk, z myszkowskiej Prokuratury. W myśl tych wyjaśnień, oskarżonym grozi co najmniej 8-letni pobyt za kratkami.
Na rozstrzygnięcie sądu czekać będą samorządy z Poraja, Koziegłów i Myszkowa. Dopiero w przypadku zapadnięciu prawomocnego wyroku skazującego będą mogły domagać się od Wiesława S. i Rafała S. zwrotu kosztów, jakie poniosły za uprzątnięcie i utylizację odpadów. Te szacowane są na ponad pół miliona złotych.
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze