(Myszków) Inwalida z Sokolnik poskarżył się najpierw dyrektorowi Szpitala Powiatowego w Myszkowie, a gdy tam nic nie wskórał, również Gazecie Myszkowskiej na brak miejsc parkingowych dla niepełnosprawnych przed szpitalem, i –jego zdaniem chamski personel, a przynajmniej na jedną pielęgniarkę. Pan Piotr twierdzi, że na jego skargi dyrektor szpitala Wojciech Picheta nie odpowiada. Szef myszkowskiego szpitala, którego poprosiliśmy o ustosunkowanie się do skargi, dla nas też nie znalazł czasu na wyjaśnienia. „Mam inne rzeczy do roboty, niż zajmowanie się tym panem” - powiedział.
Pan Piotr interweniował już kilka razy w sprawie braku miejsc parkingowych dla niepełnosprawnych przed szpitalem. Inwalida z Sokolnik (prosił o zachowanie anonimowości) jak twierdzi, składał skargę do dyrektora szpitala w Myszkowie jeszcze jesienią ub. roku.
- Nigdy nie dostałem odpowiedzi. Ale po tym, co mnie spotkało ostatnio w szpitalu, uznałem, że może wy coś zmienicie. 30 lipca urodziło mi się dziecko, w tym szpitalu. Od razu dodam, że na oddziale ginekologii obsługa była bardzo dobra. Znam szpital też z innych oddziałów, nigdzie nie mam zastrzeżeń. Ale 3 sierpnia dzieciątko dostało wysokiej gorączki, pojechaliśmy do szpitala ok. 18.00. Czekamy, nikt nie przychodzi. Zapytałem pielęgniarki, z pokoju nr 2 „Kiedy będzie lekarz?”, a ta odburknęła „Co was to obchodzi?”
I trzasnęła nam drzwiami. Gdy lekarka przyszła z oddziału, zajęła się dzieckiem troskliwie. – opowiada Piotr. Dyrektor Picheta, gdy opowiedzieliśmy mu historię, nie wyraził ochoty sprawdzania, który pracownik szpitala mógł się tak zachować.
Pan Piotr pewnie nie doczeka się odpowiedzi na swoją skargę, podobnie jak nie dostał odpowiedzi na skargę złożoną jeszcze jesienią ub. roku. Bo jako inwalida albo nie ma gdzie zaparkować przy szpitalu samochodu, albo żąda się od niego opłat za parkowanie.
Według parkingowego z myszkowskiego szpitala pozostawienie swojego samochodu przy samym wejściu nie jest możliwe nawet przez osoby niepełnosprawne, ponieważ wyznaczono tę część dla pojazdów uprzywilejowanych. Rzeczywiście plac przed izbą przyjęć jest zarezerwowany dla straży pożarnej, policji itd., jednak w czasie naszej wizyty stały tam samochody osobowe, w tym pracowników szpitala. Zwykli pacjenci mają pozwolenie na parkowanie w pobliżu drzwi wejściowych tylko i wyłącznie, jeżeli są w bardzo ciężkim stanie. Widocznie po „fachowej” ocenie szpitalnego parkingowego, bo to on stwierdza kondycję zdrowotną pacjentów podczas parkowania, stan pana Piotra, mimo stwierdzonej przez lekarza niepełnosprawności, był na tyle dobry, że mógł pozostawić swój pojazd na parkingu ogólnym, oddalonym o kilkadziesiąt metrów od budynku.
„Tu jest mnóstwo miejsca” –mówi parkingowy i pokazuje plac, na którym można zostawić swoje auto. I dodaje, że miejsca dla inwalidów zostaną wtedy wyznaczone, gdy otwarte będzie nowe skrzydło budynku.
Dyrektor Szpitala Powiatowego w Myszkowie Wojciech Picheta twierdzi, że miejsca dla osób niepełnosprawnych już są. „Parkingowy wie, które są to miejsca, chodź wprawdzie ich oznaczenia się zmyły” – mówił szef placówki.
Nam parkingowy nie był ich w stanie wskazać. Picheta żalił się natomiast na pacjentów, którzy próbują zaparkować, jak najbliżej wejścia.
„Naprawdę niektórzy najchętniej zaparkowaliby w szpitalu”. Pociechą dla inwalidów parkujących pod szpitalem jest –jak twierdzi parkingowy- że inwalidzi za parking nie płacą. „W innych szpitalach opłata jest także dla niepełnosprawnych obowiązkowa” – dodaje.
Widocznie jednak zwyczaje parkingowe w myszkowskim szpitalu na łasce parkingowego jadą, bo jak twierdził pan Piotr, od niego raz opłatę pobierano, raz nie. W zależności od humoru... parkingowego.
Paweł Merta
Napisz komentarz
Komentarze