(Myszków) Na wniosek myszkowskiej policji i prokuratury sąd zastosował tymczasowy areszt wobec 49 – letniego mieszkańca Myszkowa Wiesława S. Wraz z nim do aresztu trafił także na 3 miesiące 33 – letni mieszkaniec Staszowa. Obaj mężczyźni są podejrzani o nielegalne składowanie, zakopywanie w ziemi oraz porzucanie na dzikich wysypiskach śmieci niebezpiecznych odpadów chemicznych. Na zakopane w ziemi chemikalia natknięto się w Myszkowie, porzucone groźne odpady chemiczne znajdowano z kolei w Choroniu i Lgocie Górnej. Mężczyznom grozi nawet do 8 lat więzienia.
Proceder, o którego skutkach pisaliśmy obszernie na naszych łamach trwał kilka miesięcy. We wspomnianych miejscach odkryto łącznie blisko 100 ton niebezpiecznych odpadów. Były wśród nich metale ciężkie, takie jak rtęć, przeterminowane odczynniki chemiczne, oleje silnikowe, a nawet izotop radioaktywny.
Sprawa ujrzała światło dzienne 4 kwietnia w Choroniu. To właśnie wtedy strażacy gaszący palące się suche trawy na terenie tzw. kamionek (miejscu po dawnym wyrobisku kamienia wapiennego, gdzie pozbywano się także nielegalnie śmieci) odnaleźli podejrzane beczki. Kilka dni później do podobnego znaleziska doszło w Lgocie Górnej. Porzucone beczki i butelki z nieznanymi substancjami zauważył jeden z mieszkańców, przejeżdżający na rowerze w pobliżu dzikiego wysypiska. Prawdziwą „chemiczną bombę” odkryto jednak na jednej z prywatnych posesji przy ul. Osińska Góra w Myszkowie. Tam policjanci znaleźli beczki z niebezpiecznymi substancjami, które były składowane w magazynie, oraz pojemniki z podobnymi substancjami zakopane w ziemi. Łącznie blisko 30 ton chemikaliów.
W trakcie prowadzonego pod nadzorem prokuratury śledztwa wykonano specjalistyczne ekspertyzy, które wykazały, że odpady chemiczne znalezione we wszystkich trzech miejscach były identyczne.
Śledczy ustalili również, że odpady pochodziły z różnego rodzaju pracowni chemicznych w kraju, m.in. z uczelni wyższych i szpitali specjalistycznych. Te ostatnie w ramach ogłoszonych przetargów pozbywały się chemikaliów legalnie, zlecając ich utylizację firmie, która wygrała przetarg. Jej właścicielem okazał się 33- latek ze Staszowa. Za pośrednictwem jego firmy odpady były przywożone do Myszkowa i nielegalnie składowane na posesji należącej do 49 - letniego myszkowianina Wiesława S. On z kolei zatrudniał osoby z terenu miasta do rozładunku i segregacji dostarczanych odpadów. To także on – jak wykazało śledztwo - zlecał transport beczek z chemikaliami na teren dzikich wysypisk na granicy Lgoty Górnej i Koziegłówek oraz do „kamionek” w Choroniu. Zdaniem policjantów ten proceder trwał kilka miesięcy.
Powołany w śledztwie biegły stwierdził, że na skutek nielegalnego pozbywania się chemikaliów doszło do skażenia środowiska naturalnego. To spowodowało, że biznesmeni zostali zatrzymani. Podejrzani usłyszeli już zarzuty. Oskarżeni zostali m.in. o spowodowanie bezpośredniego niebezpieczeństwa eksplozji materiałów łatwopalnych oraz rozprzestrzeniania się substancji, duszących, trujących i parzących, zagrażających życiu i zdrowiu wielu osób. Wiesław S. usłyszał dodatkowo zarzut narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia ludzi, których zatrudniał do rozładunku i segregacji niebezpiecznych odpadów. W sobotę 25 września sąd zastosował wobec nich tymczasowy areszt na okres 3 miesięcy. Podejrzanym grozi nawet ośmioletni pobyt w więzieniu. Na poczet przyszłych kar policjanci zabezpieczyli mienie należące do podejrzanych na kwotę blisko 50 tysięcy złotych. Do policyjnego depozytu trafiły m.in. dwa samochody osobowe, wózek widłowy oraz sprzęt RTV i AGD.
KOSZTY SPRZĄTANIA DUŻO WIĘKSZE
Zabezpieczone mienie może nie wystarczyć na pokrycie kosztów, jakie poniosły gminy usuwając ze swoich terenów porzucone odpady. Za ich utylizację samorządy zapłaciły ponad 500 tysięcy złotych. W samych tylko Koziegłowach uprzątnięcie chemikaliów kosztowało 68 tysięcy złotych. Gmina usiłowała wydane pieniądze odzyskać z budżetu Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska w Katowicach, fundusz jednak odmówił, wskazując, że koszty powinien pokryć sprawca przestępstwa. – Zgodnie z ustawą o ochronie środowiska, utrzymaniu czystości w gminie czy o zarządzaniu kryzysowym zdecydowaliśmy po ujawnieniu znaleziska w Lgocie Górnej – Koziegłówkach, że chemikalia trzeba uprzątnąć natychmiast. Nie chcieliśmy tworzyć długotrwałych procedur administracyjnych, chcieliśmy zapobiec skażeniu środowiska, dlatego zdecydowaliśmy się na szybkie działanie. Zwróciliśmy się następnie do WFOŚ o zwrot kosztów akcji, dokładnie mówiąc o 68 tysięcy złotych. Dostaliśmy odpowiedź, że nasz wniosek został rozpatrzony negatywnie. W trakcie postępowania wyjaśniającego został ustalony domniemany sprawca, od którego to możemy w przyszłości, po zapadnięciu prawomocnego wyroku dochodzić zwrotu poniesionych nakładów – tłumaczy burmistrz Koziegłów Jacek Ślęczka. Czy w praktyce będzie to możliwe? Już teraz mówi się „na mieście”, że Wiesław S. to bankrut, od którego trudno będzie cokolwiek „wyciągnąć”. W gorszej sytuacji od Koziegłów wydają się w tej sytuacji gminy Poraj i Myszków. One za wywóz niebezpiecznych odpadów zapłaciły dużo więcej.
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze