(Pińczyce) - Po kilku latach starań mamy wreszcie nowy lekki samochód ratowniczo – gaśniczy - cieszy się komendant OSP w Pińczycach Marcin Będkowski. Ford Transit – kontener zastąpił wysłużonego Żuka, którym ochotnikom z Pińczyc było już często wstyd jeździć. - W naszym starym Żuku sygnały wyły jak osioł, i to w dodatku z chorym gardłem, nie mówiąc o ciągłym psuciu się świateł i innych rzeczy – wspomina Będkowski.
W sobotę, 26 czerwca Ford Transit został oficjalnie przekazany strażakom. Klucze od pięknego, nowego wozu przekazał pińczyckim ochotnikom prezes Zarządu Powiatowego OSP Zdzisław Ucieklak i burmistrz Jacek Ślęczka. Podziękowania dla wszystkich, którzy przyczynili się do zgromadzenia środków na zakup i wyposażenie samochodu, zwłaszcza radnym Rady MiG Koziegłowy przekazał radny Józef Lazar.
Nowy samochód nie jest co prawda „uzbrojony”, ochotnikom z Pińczyc wcale to jednak nie przeszkadza.
-Większą część uzbrojenia już posiadamy, należy więc je tylko zamontować, by było bezpiecznie przewożone – tłumaczy komendant Marcin Będkowski. Samochód nie posiada też zbiornika na wodę, ale tej, jak podkreślają strażacy, w całym kraju ostatnio wszyscy mają już serdecznie dość. - Do pożaru w tym roku wyjeżdżaliśmy tylko raz, a i tak okazało się, że niepotrzebnie, bo na miejscu było już kilka zastępów. Natomiast do wypompowania wody z piwnic wyjeżdżaliśmy już ponad 20 razy. Do tego dochodziły wyjazdy do usuwania połamanych drzew. Do takich akcji nasze nowe auto nadaje się doskonale – wyjaśnia komendant i wspomina: - Kiedyś, tylko w jednym roku, mięliśmy 56 wyjazdów do wypompowania wody z piwnic i do wszystkich tych akcji używaliśmy naszego lekkiego samochodu ratowniczo-gaśniczego marki „Żuk”. Dlatego właśnie teraz zdecydowaliśmy się na zakup lekkiego samochodu. Zdarzało się też, że do akcji, trwających do późnych godzin nocnych ruszaliśmy zaraz po pracy. Nie jest przyjemnością, kiedy jest się zmęczonym, kiedy prowadzi się działania w deszczu albo na mrozie, wracać do wychłodzonego auta i jechać do kolejnej interwencji. Teraz będziemy mieć nie tylko dobre ogrzewanie w wozie, ale przede wszystkim będzie to szczelny samochód, gdzie podgrzewane są też lusterka i przednia szyba. To poprawi nasze bezpieczeństwo w czasie działań zimowych – mówi Będkowski.
Dodaje, że w używanym przez pińczyckich ochotników Żuku podczas styczniowej katastrofy energetycznej temperatura wynosiła co najwyżej 2 stopnie Celsjusza, a jego szyby były zupełnie zamarznięte. W nowym Fordzie jest wyciszona kabina i doskonała sygnalizacja świetlna i dźwiękowa, co szczególnie cieszy komendanta Będkowskiego: - W naszym starym Żuku sygnały wyły jak osioł, i to na dodatek z chorym gardłem, nie mówiąc o ciągłym psuciu się świateł i innych rzeczy. Wysłużone auto wymagało zatem gruntownego remontu, ale zdaniem wielu strażaków z Pińczyc byłyby to pieniądze wyrzucone w przysłowiowe „błoto”.
Większą część „uzbrojenia” nowego auta stanowić będą pompy oraz sprzęt pomocny przy walce z wysoką wodą. Strażacy z Pińczyc marzą, że w przyszłości uda się im pozyskać dodatkową pompę szlamową o wyższej wydajności niż ta, którą dysponują obecnie. Na wyposażeniu Forda będą również piły spalinowe oraz, w razie konieczności, agregat prądotwórczy i maszty oświetleniowe. – Chcemy kilka masztów jeszcze dokupić, wtedy, w razie potrzeby, będziemy mogli oświetlić obszar o dużej powierzchni. Oczywiście w samochodzie będzie zostawione miejsce na agregat wysokociśnieniowy, który w przyszłości też mamy zamiar pozyskać. Do czasu jego zdobycia do większych pożarów będziemy wyjeżdżać naszym kochanym „staruszkiem” czyli Starem 244 – mówi Marcin Będkowski.
Lekki Ford ma jeszcze jedną zaletę. W odróżnieniu od tzw. wozów ciężkich i średnich może nim kierować każdy strażak posiadający prawo jazdy kategorii B oraz wymagane badania. Do jazdy średnim wozem bojowym wymagane jest już prawo jazdy kategorii C, które w pińczyckiej jednostce posiada jedynie trzech druhów.
- Myślę, że teraz około 95 procent wyjazdów będzie prowadzone nowym lekkim samochodem. Gdybyśmy pozyskali jakiś używany średni samochód, co mieliśmy w planach, moglibyśmy nim wyjechać może do kilku akcji, a koszt jego utrzymania byłby stanowczo wyższy – dodaje na koniec Będkowski.
PIŃCZYCKI ŻUK DO MYSZKOWA!
Wysłużony Żuk, co wyje jak osioł i często się psuje, którym wstyd już było jeździć pińczyckim strażakom, został przez nich podarowany OSP Myszków. Ich Żuk jest w jeszcze gorszym stanie, więc z podarunku kolegów z Pińczyc strażacy z Myszkowa cieszą się… z konieczności. Sytuacja pokazuje, jak potrzeby jednostek OSP traktuje burmistrz Myszkowa.
Robert Bączyński
Jarosław Mazanek
Napisz komentarz
Komentarze