(Myszków) - Od około dwóch tygodni nad sporą częścią Myszkowa – mieszkam na Mijaczowie, więc mogę potwierdzić za tę dzielnicę - unosi się dosłownie smród (...) Czasami jest tak silny, że trzeba zamykać wszystkie okna w domu. Inaczej utrzymuje się w pomieszczeniach kilka godzin (...) A podobno na Jurze mamy świeże powietrze...Na Jurze może tak, ale nie w Myszkowie – napisał do naszej redakcji pan Witek. Winna smrodu nad Mijaczowem okazuje się „nowoczesna” suszarnia odpadów, którą uruchomił Miejski Zakład Wodociągów i Kanalizacji przy oczyszczalni ścieków.
- Pracuję na Śląsku i kiedy wracam ostatnio do Myszkowa, do domu, czuję się jakbym wracała do szamba. Tak się nie da żyć.
Nie dość, że upał, nie dość, że komary, to jeszcze ten smród. Nie można grilla urządzić, posiedzieć przed domem. Wstyd kogoś do siebie zaprosić – kilkanaście takich i podobnych alarmujących sygnałów otrzymaliśmy w redakcji z ulic Leśnej, Wolności czy Okrzei.
Pana Witka zdziwiło, że nieprzyjemny zapach (jego zdaniem ścieków lub zwierzęcego nawozu) pojawiał się albo wieczorami, albo w porach nocnych i w weekendy, czyli kiedy raczej wątpliwe jest wywożenie obornika na pole. Zastanawiał się, czy ktoś nie pozbywa się ścieków wylewając je do Warty. Konkretnego winowajcy nie był jednak w stanie podać. Większość naszych czytelników wskazywało jednak na źródło smrodu: Miejski Zakład Wodociągów i Kanalizacji z ulicy Okrzei.
- Kłopoty zaczęły się, kiedy uruchomiono tam tę suszarnię. Wcześniej tak nie śmierdziało. Nawet przed modernizacją było lepiej. Może więc coś tam jest nie tak? Może zawiodła ta nowa technologia? – zastanawiał się jeden z naszych czytelników.
Sprawdziliśmy. To faktycznie stąd na Mijaczów płynie przykry zapach. To jednak nie awaria, nie „pęknięta rura” (były i takie głosy) były przyczyną kłopotów mieszkańców dzielnicy. Kto zatem zawinił? Zdaniem zakładu: pogoda.
WINNE SŁOŃCE, BO GO NIE BYŁO
- Obiekt, czyli suszarnia osadów, który został wybudowany w pierwszym okresie tego roku, w pierwszych miesiącach funkcjonował, można powiedzieć, niemal idealnie. Poddaliśmy suszeniu około 100 ton osadu, a otrzymaliśmy z tego 33 tony wysuszonego granulatu. Po tym zabiegu – bardzo dla nas pozytywnym – zgodnie z instrukcją eksploatacji obiektu całą halę zapakowaliśmy następną partią osadu, która miała być poddana suszeniu. I tutaj niestety na przeszkodzie stanęła pogoda. W maju i czerwcu, a szczególnie w maju, była niestety bardzo duża liczba tzw. dni niesłonecznych. To spowodowało, że proces suszenia nie przebiegał tak, jak powinien. Dla przykładu podam, że w normalne słoneczne dni na jeden metr kwadratowy osadu spada ok. 800 – 850 Watów energii. Natomiast w maju i na początku czerwca te wielkości oscylowały średnio w granicach 60 – 70 Watów, a nawet spadały do 40. Proces nasłonecznienia był zatem bardzo mały. To spowodowało nierównomierne suszenie. Część osadu została wysuszona prawidłowo, natomiast część, niestety, nie przeszła tej fazy mazistej i ta właśnie część osadu spowodowała niekorzystne sytuacje. Na to jeszcze nałożyły się bardzo niskie ciśnienie atmosferyczne i duża wilgotność powietrza – tłumaczy obszernie, skąd wziął się smród w dzielnicy, prezes ZWiK w Myszkowie Ryszard Woszczyk. Jego zdaniem przy normalnych warunkach atmosferycznych, nie ma aż tak dużej zapachowej uciążliwości dla sąsiedztwa oczyszczalni.
- Dodatkowo, dochodziło do sytuacji paradoksalnych. Często rozmawiam z ludźmi i z rozmów dowiaduję się, że często te niedogodności bardziej są odczuwalne w dalszych rejonach miasta niż w samym sąsiedztwie czy na terenie zakładu. Być może jest to związane z ruchami powietrza. Musimy zdawać sobie jednak sprawę, że oczyszczalnia jest takim obiektem, że ta uciążliwość, cokolwiek byśmy robili, na pewno będzie – mówi.
Prezes Woszczyk dodaje, że pogoda sprawiła kłopoty nie tylko w suszarni, ale także na odkrytych obiektach oczyszczalni – m.in. w komorach napowietrzania czy osadnikach wstępnych potęgując smród i z nich.
POGODA ROZDAJE KARTY
Zakład Wodociągów i Kanalizacji w Myszkowie zamieścił na swojej stronie internetowej informację o sytuacji, z jaką miał do czynienia, a wraz z nim mieszkańcy części miasta. Nam prezes Woszczyk dodaje też garść informacji o działaniach, które mają ograniczyć smród na Mijaczowie. - Całą tę partię osadu (który zgnił i przez to wydzielał odory – przyp. red.) wybraliśmy z hali i złożyliśmy na składowisku. Tam został przesypany wapnem i został zdeponowany na poletkach osadowych. Planujemy, ale to też zależy od warunków pogodowych, następne warstwy, które muszą zostać poddane suszeniu – rozkładać mniejszymi partiami. W tej sprawie kontaktowałem się z projektantem. Zalecił, by ze względu na brak energii (czyli światła słonecznego) tak właśnie postępować. Tę partię, którą mamy na składowisku, po przebadaniu, firma obsługująca nasz zakład wywiezie. Z tym, że i jej pogoda pokrzyżowała szyki. Firma, która wywozi i zagospodarowuje osady, składuje je na polach, które ostatnio… zalała powódź i nie mogła przez to z nich korzystać.
- Mogę tylko przeprosić mieszkańców, że były takie niedogodności. Wiem, że jest to uciążliwość, rozumiem zdenerwowanie mieszkańców. Jednak nie mogę też na sto procent obiecać, że po wywiezieniu osadów problem odorów zniknie radykalnie, bo nie pozwala na to specyfika tego typu obiektów, jakim jest nasz zakład. Nie da się tych odorów całkiem odizolować – mówi Woszczyk.
ZWiK próbuje ratować opinię, montując maty pochłaniające brzydkie zapachy, gromadzi oferty firm sprzedających takie produkty: - Na dniach otrzymamy konkretną ofertę. Będziemy starać się, by je w jakiś sposób u nas wdrożyć, by uciążliwości dla mieszkańców miasta były jak najmniejsze. Planujemy też wzdłuż płotu naszego zakładu nasadzić więcej drzew, które tworzyć będą swoistą dodatkową barierę. To możemy na dzień dzisiejszy zrobić – zapewnia Woszczyk.
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze