(Myszków) Nawet do 8 lat więzienia grozi sprawcy fałszywego alarmu bombowego, który w poniedziałek 4 lutego postawił na nogi straż pożarną, policję i pogotowie ratunkowe. Dzwoniąc do straży pożarnej „dowcipniś” oświadczył, że ładunek wybuchowy eksploduje na drugim piętrze tzw. budynku rotacyjnego przy ulicy Pułaskiego, gdzie mieści się m.in. wydział pracy Sądu Rejonowego w Myszkowie. Żadnej bomby nie znaleziono, miejmy nadzieję, że odnajdzie się za to „żartowniś” i słono zapłaci za swe wątpliwe poczucie humoru.
Telefon od „żartownisia” zadzwonił w Komendzie Powiatowej PSP kilkanaście minut przed 11.00. Rozmówca poinformował strażaków o bombie podłożonej w budynku przy ulicy Pułaskiego. – Bomba miała się znajdować na tym piętrze budynku gdzie znajduje się Sąd Pracy i Sąd Rodzinny – mówi rzecznik myszkowskiej policji starszy aspirant Magdalena Modrykamień. Po kilku minutach na miejscu byli już strażacy, policjanci i ekipy pogotowia ratunkowego. Z budynku ewakuowano wszystkie znajdujące się w nim osoby, ze względów bezpieczeństwa ewakuowano także dzieci z Przedszkola nr 2 sąsiadującego z „rotacyjnym”. Tymczasowe schronienie znalazły w Kościele NNMP mieszczącym się obok. Część dzieci została odebrana przez opiekunów, reszta, po zakończeniu akcji wróciła z wychowawcami do sal. Przeszukiwanie budynku przez policyjnych pirotechników trwało około godziny, bomby nie znaleziono. Autorowi fałszywego alarmu, którego obecnie intensywnie poszukują policjanci, grozi nawet 8-letnia odsiadka. Może również zostać obciążony kosztami akcji ratunkowej, które mogą sięgać nawet kilkanaście tysięcy złotych. (rb)
NASZ KOMENTARZ:
Swoje uwagi dotyczące prowadzonej akcji zgłosił w naszej redakcji właściciel jednej z firm, której siedziba znajduje się w budynku przy ulicy Pułaskiego. – Kiedy ewakuowano nas z budynku powiedziano, że jego przeszukanie może potrwać nawet do trzech godzin. Policja i staż zażądali, aby zostawić pomieszczenia otwarte. Nie wszyscy pozostali pod budynkiem i obserwowali akcję. Część osób po prostu gdzieś schroniła się przed zimnem. Akcja zakończyła się wcześniej, bo po około godzinie, i policjanci po prostu odjechali. A pootwierane pomieszczenia pozostały. Przecież w tym czasie ktoś mógł do nich wejść, coś zabrać, zniszczyć czy ukraść. Nie tak to chyba powinno wyglądać. Skoro policja nakazała nam opuszczenie budynku, powinna choćby ogłosić, że akcja jest zakończona, jakiś funkcjonariusz mógł jeszcze identyfikować wchodzących, sprawdzać czy ktoś nie wykorzystuje okazji – mówi nasz rozmówca.
–Sytuacja, z jaką mieliśmy do czynienia to sytuacja wyjątkowa. W takich przypadkach gdzie zachodzi podejrzenie zagrożenia życia ludzkiego i mienia decyzje muszą zapadać szybko. Niemniej o ewakuacji decyduje najczęściej administrator budynku. Pretensje, których nie chciałabym komentować, powinny zatem kierowane być do niego, nie policji – odpowiada na zarzuty rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Myszkowie, starszy aspirant Magdalena Modrykamień.
Właścicielem budynku jest gminna spółka MTBS. Przy wejściu zwykle stoi pracownik ochrony. Tym razem gdzieś się zgubił. (rb)
Napisz komentarz
Komentarze