(Masłońskie, Poraj) To właśnie o takich jak on „Skaldowie” w piosence „Medytacje wiejskiego listonosza” śpiewali: „Kapelusz przed pocztą zdejm”. Stanisław Mizera, listonosz z Poraja w czwartek 2 lutego podczas rozwożenia poczty w Masłońskim znalazł człowieka leżącego na ziemi na 15 stopniowym mrozie. Mężczyzna znajdujący się około 200 metrów od najbliższych zabudowań z pewnością by zamarzł gdyby nie reakcja listonosza. Do domu nie miał szans dotrzeć, miał bowiem złamaną nogę.
Kiedy gratulujemy Stanisławowi Mizerze godnej naśladowania postawy ten tylko lekko się uśmiecha i odpowiada skromnie: „drobnostka”. Ta „drobnostka” uratowała jednak życie mężczyźnie, który w drodze do domu poślizgnął się na śniegu, upadł i złamał nogę. Od najbliższych zabudowań dzieliło go 150 – 200 metrów. Wołał o pomoc, ale to dość odludne miejsce. Słupek rtęci wskazywał – 15 stopni Celsjusza. Kiedy powoli tracił nadzieję na ratunek, na mało uczęszczanej drodze pojawił się listonosz z Poraja. – To było około godziny 14.00. na takim trochę odludziu. Końcówka ulicy Sportowej, początek Nadrzecznej w Masłońskim. Niektórzy nazywają to miejsce „Podkuźnica”. Zauważyłem mężczyznę leżącego przy drodze. Znałem go, nawet wcześniej tego samego dnia byłem u niego z listem poleconym, ale go nie zastałem. Było bardzo zimno. Nie wyczułem od niego specjalnie alkoholu, był z nim normalny kontakt, był czysto i schludnie ubrany. Przez pewien czas usiłował sam jakoś sobie radzić, szedł podpierając się jakąś sztachetą. Teraz leżała obok niego, a on nie miał już możliwości i siły na dojście do domu. Dzielił go od niego jeszcze ponad kilometr. Zresztą gdyby nawet dotarł do domu, to jest on osobą samotną, żyjącą bardzo skromnie w trudnych warunkach. Nie wiem czy ze złamaną nogą potrafiłby rozpalić ogień w piecu, coś koło siebie zrobić – relacjonuje Stanisław Mizera. Nie namyślając się długo wykręcił numer „112”, a do czasu przyjazdu karetki pogotowia ratunkowego czuwał przy mężczyźnie. – Jak nie ja, to może ktoś inny by go znalazł? Może ktoś by tędy jechał i zwrócił uwagę? Jak czuwałem przy tym panu, jechał inny samochód i też się zatrzymał. Pojechał, kiedy jego kierowca zorientował się, że wezwałem pomoc – Stanisław Mizera nie dostrzega w swym zachowaniu niczego nadzwyczajnego. - Zrobiłem to co trzeba w takiej sytuacji. No, jak nie pomóc człowiekowi? – pyta, nie oczekując odpowiedzi. Jak sam mówi, od czasu zdarzenia nie widział się z mężczyzną, któremu bez wątpienia uratował życie. – Wiem, że trafił do szpitala, ale nie wiem czy już z niego wyszedł. Jeśli nawet, to przypuszczam, że trafił z niego bezpośrednio do jakiegoś ośrodka pomocy społecznej. Ktoś na pewno dalej się nim zaopiekował, bo sam w takim stanie, i w takich warunkach w jakich mieszkał, mógłby sobie w zimie nie poradzić – podsumowuje listonosz z Poraja.
Stanisław Mizera dostarcza ludziom pocztę od 25 lat. Bardzo lubi swoją pracę. A że wykonuje ją dobrze, niech świadczy przykład sprzed kilku lat. Pan Stanisław znalazł wtedy 200 złotych i dowód osobisty mieszkanki Czeladzi. Nawet przez moment nie pomyślał, by niemałą jak na tamte czasy sumę zostawić dla siebie. Odnalazł numer telefonu kobiety w książce telefonicznej, zadzwonił i poinformował o znalezisku. Wdzięczna panu Stanisławowi kobieta odebrała dokumenty i pieniądze na „jego” poczcie. – Człowiek ma czyste sumienie – uśmiecha się skromnie Stanisław Mizera wspominając tamtą historię.
Robert Bączyński
Napisz komentarz
Komentarze