W środę 16 lipca Wandzia z mamą Zuzanną Derdą, odwiedziły naszą redakcję: -Chciałam poprosić, abyście coś napisali o tych dzielnych chłopakach, który dla Wandzi ruszyli z Myszkowa do Chorwacji.

Igor Sychowicz i Kacper Niedzielski mają do przejechania ponad 1000 km w zależności od tego, gdzie dadzą radę dojechać. Jest to już ich druga wyprawa, w której zbierają na szczytny cel. Rok temu zbierali w podobny sposób środki dla chorego na nowotwór mózgu Mateuszka. Ale wtedy wyprawa była krótsza, Igor i Kacper w ramach popularyzowania zbiórki dojechali na Mazury. We wtorek dotarli do Wiednia: -Na skarbonce dla Wandzi mamy 8800 zł, za co już teraz jesteśmy bardzo wdzięczni i zachęcamy do motywowania nas wpłatami, ponieważ zostało nam jeszcze mnóstwo drogi -piszą Igor i Kacper na profilu „Kręcimy, aby pomagać” (FB).
Chłopcy mają zamiar dojechać do Rijeki w Chorwacji, miasta nad Adriatykiem.
Zuzanna, mama 2,5 letniej Wandzi w rozmowie z nami: -Ja pochodzę z Koziegłów, teraz mieszkamy w Myszkowie. Gdy Wandzia się urodziła, miała siedem miesięcy gdy spadła na nas ta diagnoza. Od tego czasu nieustannie trwa jej leczenie. Teraz miała przerzuty do uszu. Do kwietnia przyszłego roku jest objęta refundowanym programem leczenia. Później nie wiemy co będzie. Nie jest to nowotwór dobrze zbadany, są starsze dzieci, leczone nawet przez 8 lat. To nieustająca walka, ryzyko powikłań, chorób współistniejących.
Mimo tak trudnych początków młodego życia małej Wandzi, po schodach do redakcji weszła delikatna, ciekawa otoczenia, uśmiechnięta dziewczynka. Trochę nieufna i małomówna. Dopiero pod koniec wizyty Wandzia przybiła piątkę i żółwika.



W fundacji „Sie pomaga” zbiórka dla leczenie i rehabilitację Wandzi:
https://www.siepomaga.pl/wanda-derda

Rodzice Zuzanna i Mateusz tak opisują swoją historię:
„Jesteśmy rodzicami niespełna dwuletniej Wandy. Wybraliśmy jej imię na cześć pierwszej legendarnej władczyni Polski – córki Kraka, by zawsze była silna, mądra i waleczna jak ona. I walczy. Walczy z chorobą, której nazwy nie chciałby usłyszeć żaden rodzic…
Kiedy Wanda miała zaledwie siedem miesięcy, po wielu trudnych i niepokojących badaniach, usłyszeliśmy najgorsze słowa: histiocytoza z komórek Langerhansa – rzadki, wieloukładowy i wieloogniskowy nowotwór złośliwy. Byliśmy przerażeni, bezradni i pełni pytań bez odpowiedzi. Na kolejne dwa miesiące zostaliśmy zamknięci w czterech ścianach szpitala, z dala od domu, w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie. To były dwa długie miesiące wypełnione badaniami, wkłuciami igieł, kroplówkami, lekami, przetoczeniami krwi, chemioterapią, sterydami, strachem wymieszanym z nadzieją…
Zmiany nowotworowe były rozsiane po całym jej malutkim ciałku – jej skórę pokrywały liczne krostki. Po wyjściu ze szpitala Wandzia przez rok przyjmowała chemię, sterydy oraz inne leki. Staraliśmy się wrócić do dotychczasowego życia i być silni dla córeczki, choć w środku rozdzierał nas lęk o jej zdrowie i przyszłość.
Miesiąc po odstawieniu chemii dożylnej, podczas jednego z kontrolnych rezonansów wykryto u Wandzi nowe zmiany nowotworowe, tym razem w uszach! Po wielu badaniach lekarze zdecydowali się podać jej chemię celowaną. Znowu powróciły badania, leki i wyjazdy do szpitala. Po raz kolejny zaczęliśmy życie na walizkach, gotowi zrobić wszystko, by uratować naszą córeczkę. Na leczenie dojeżdżamy w dalszym ciągu do Warszawy.”
Na koncie zbiórki w „Sie pomaga” w środę, było 26.120 zł.
Napisz komentarz
Komentarze