BO TO ZŁA HISTORIA BYŁA

(Koziegłowy) Stefan Lamch, który przetrzymywał swego niepełnosprawnego syna Tomka w komórce domu na Ciszówce w Myszkowie, pojawił się na ostatniej sesji Rady Gminy i Miasta Koziegłowy z zamiarem „odczarowania prawdy”. Choć temat przykry, to śmiechu było co nie miara, bowiem Stefan Lamch marzył o nakręceniu filmu pełnometrażowego z historii jego rodziny, którą opisaliśmy. Na odtwórcę swojej roli wybrał Bogusława Lindę. Kazał się nawet radnym ... obwąchiwać!

Pod koniec lipca b.r. opisywaliśmy historię niepełnosprawnego Tomka, który przetrzymywany był przez swego ojca, Stefana Lamcha w komórce na drewno. Po naszej publikacji tematem zainteresowały się dwie telewizje – TVS i Polsat. Nagłośniliśmy sprawę, zwróciliśmy uwagę na życie zaniedbanego mężczyzny, zaalarmowaliśmy MOPS-y – myszkowski i koziegłowski, i policję. Los Tomka poprawił się. Na chwilę. Czytelnicy informowali nas, że Tomek błąka się po ulicach, stale w tych samych ubraniach, że jest brudny. Po dwóch miesiącach od publikacji materiałów prasowych i telewizyjnych Stefan Lamch – ojciec Tomka postanowił pokazać „obiektywną prawdę”. Tym razem nie w naszej redakcji, a w koziegłowskim urzędzie. Za słuchaczy obrał sobie radnych i sołtysów zgromadzonych na sesji Rady Gminy i Miasta Koziegłowy 25 października. Cicho wszedł na salę, zasiadł za stołem i przez ponad godzinę, zanim dostał się do mikrofonu, pisał swoje przemówienie. Wszyscy, którym mężczyzna jest znany, wiedzieli, że przygotował dla zgromadzonych prawdziwą niespodziankę. Nie pomylili się. Swoje kilkunastominutowe wystąpienie poświęcił próbie wybielenia się, oczerniając przy okazji Gazetę Myszkowską oraz dwie telewizje - TVS i Polsat.

„Obiektywna prawda”

- Zastrzegam, że to co przedstawię nie będzie przyjazne dla obecnej tutaj przedstawicielki Gazety Myszkowskiej, która realizuje na mnie sprytnie zabiegi socjotechniczne (robienie zdjęć - przyp. red.) To co powiem dotyczy mieszkańca gminy Koziegłowy. Jest nim mój niepełnosprawny intelektualnie syn Tomek. Jego, mimo młodego wieku, burzliwe życie byłoby kanwą do napisania pełnometrażowego filmu. W tym filmie Bogusław Linda powinien zagrać rolę ojca niepełnosprawnego. Ojca wypychanego z budynku Warsztatów Terapii Zajęciowej w Wojsławicach, bo śmierdziałem – jak napisała dziennikarka Gazety Myszkowskiej – rozpoczął swą wypowiedź Stefan Lamch. Wszystkie informacje prezentowane w naszym artykule dot. WTZ pochodzą tymczasem od kierowniczki Gminno-Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Koziegłowach, Bożeny Strzeleckiej-Kłopot.

- Artykuł jest jednym wielkim kłamstwem. Czy rola mediów jest taka, by ośmieszać? Chyba nie – powiedział Stefan Lamch.

Kilkukrotnie zastaliśmy Tomka brudnego, siedzącego w szopie. Zastała go tam też telewizja. Informowali nas czytelnicy i sąsiedzi. Nawet sam Stefan Lamch powiedział podczas sesji, że w chwili zrobienia przez nas zdjęcia posprzątanej szopy 31 lipca „syn (Tomasz Lamch – przyp. red.) JUŻ w tej szopie nie mieszkał”. Oberwało się też dziennikarzowi TVS Pawłowi Matyi, któremu Stefan Lamch w swym przemówieniu zarzucił, że ten sugerował Tomkowi, co ma mówić do kamery, zwłaszcza o tym, że tata przykładał mu nóż do gardła.

- Trudno zrozumieć, co autor w wygłoszonym orędziu miał na myśli. Zarzuty, jakoby wypowiedź Tomasza była przeze mnie zmanipulowana, są absurdalne. Dowodem tego są nagrania, którymi stacja dysponuje. Na tym dyskusję należałoby skończyć, bo polemika z głupotą, tylko nobilituje ją bez potrzeby. Nie mogę jednak nie docenić fantazji autora skierowanego do mnie odzewu. Z taką, niczym nieskrępowaną wyobraźnią, nie tyko o reżyserowaniu filmów, ale i pisaniu książek science-fiction - wydaje mi się - śmiało mógłby myśleć – skomentował wystąpienie Stefana Lamcha, Paweł Matyja z telewizji TVS.

- Sprawę niech rozstrzygnie sąd i prokuratura. My jesteśmy niewładni. Jeśli coś takiego nie miało miejsca, to jest mi bardzo przykro, że został pan tak potraktowany – powiedziała Przewodnicząca Rady GiM Koziegłowy Joanna Kołodziejczyk, na co Stefan Lamch zażyczył sobie, by go „dzisiaj tutaj obwąchano”.

Wystąpienie Stefana Lamcha można by uznać po prostu za śmieszne, gdyby nie to, że zrodziło się na tragedii jego syna, której Stefan Lamch jakby zauważyć nie chciał.

Katarzyna Kieras