(Myszków) Tajemnicę dotyczącą przyczyn swego desperackiego kroku zabrał ze sobą do grobu. W niedzielę 10 kwietnia z dachu bloku przy ulicy Sikorskiego 14 skoczył 31 - letni mężczyzna. W wyniku odniesionych obrażeń zmarł w myszkowskim szpitalu.
Informację o tragedii, do której doszło między 18.00 a 19.00 potwierdza szef Prokuratury Rejonowej w Myszkowie, Zbigniew Wytrych. – Zdarzenie miało miejsce w niedzielę, w godzinach popołudniowych. Wezwany przez policję prokurator przybył na miejsce. Wobec stwierdzenia, że nie doszło do przestępstwa, nie było w tym zdarzeniu takich podejrzeń, byli bowiem bezpośredni świadkowie tragedii, odstąpił od zarządzenia sekcji zwłok. Na chwilę obecną Prokuratura w Myszkowie nie zajmuje się tą sprawą – tłumaczy Prokurator Rejonowy Zbigniew Wytrych. Mężczyzna, choć odniósł liczne obrażenia, po upadku jeszcze żył. Nieprzytomny został natychmiast przewieziony do Szpitala Powiatowego w Myszkowie gdzie trafił od razu na blok operacyjny. Mimo wysiłków lekarzy nie udało się go jednak uratować. Udało nam się dotrzeć do jednego z naocznych świadków dramatu. – Zobaczyłem go z okna swojego mieszkania – mówi nam proszący o zachowanie anonimowości świadek. – Słyszałem jak coś do siebie mówi, ale nie mogłem go zrozumieć. Nie wiem czy był pod wpływem alkoholu. W pewnym momencie się zachwiał, ale zaraz odzyskał równowagę i usiadł na krawędzi dachu. Nie chciałem nic do niego wołać, bo bałem się, że mogę go w jakiś sposób sprowokować, dlatego zadzwoniłem po policję. Mimo, że ta błyskawicznie pojawiła się na miejscu, było już za późno. Skoczył chyba minutę przed jej przyjazdem. – relacjonuje świadek.
Jak udało nam się dowiedzieć samobójca to ojciec dwójki dzieci Marcin M., mieszkaniec bloku nr 51, który stoi po drugiej stronie ulicy Sikorskiego, niemal vis a vis bloku nr 14. W tym ostatnim mieszkała jego babcia, u której zjadł ostatni w życiu obiad. Potem wyszedł na dach. (rb)
Napisz komentarz
Komentarze