(Myszków) Niebezpiecznie zrobiło się ostatnio na drodze Helenówka w kierunku Jaworznika. Kilkadziesiąt metrów za Ochotniczym Hufcem Pracy grasują owczarki niemieckie, których najwyraźniej opiekun nie pilnuje. Spotkania z psami o mało nie przypłacił życiem pan Zbigniew, rowerzysta.
- Byłem na wycieczce rowerowej, skręciłem z Helenówki na drogę polną i natknąłem się na te psy, dwa ogromne owczarki niemieckie. Stały i warczały na mnie. Myślałem, że już po mnie, że tego nie przeżyję. Byłem tam sam, miałem tylko rower, nie miałbym szans. Na szczęście nie spanikowałem, nie uciekłem, nawet się nie odwróciłem, lecz powoli zacząłem się wycofywać. Gdy te wilczury zaczęły się zbliżać krzyczałem, wtedy się zatrzymywały. Stopniowo znowu się wycofywałem. Trwało to dobre 20 minut, zanim nie wycofałem się z drogi polnej z powrotem na drogę Helenówkę. Dopiero wtedy psy dały sobie spokój. Tutaj sąsiad był świadkiem tego wydarzenia, te psy podobno często z furtki wyskakują. Komuś psa rozszarpały na strzępy, dostały się na posesję. Ktoś tu kiedyś zginie – wspomina ze zdenerwowaniem pan Zbigniew. Opisane zdarzenie miało miejsce w niedzielę 30 stycznia. We wtorek udało nam się dotrzeć do właściciela psów. Mieszka w pojedynczym domu około stu metrów za Ochotniczym Hufcem Pracy. Za bramą biegają luzem 4 psy, owczarki niemieckie, dwa półroczne, jeden 10 –letni i jeden 12 –letni. Wszystkie żywo reagują na nasze przybycie i nie wydają się skore do zabawy. Właściciel w rozmowie z nami konsekwentnie twierdził, że psy, które spotkał rowerzysta nie należą do niego, oraz że jego psy nigdy nie wychodzą poza bramy posesji. Zaproponował, abyśmy rano i wieczorem przejechali się po okolicy i sprawdzili „ile jest tam groźnych psów”. Zaproponował nam także wejście do środka i przekonanie się, jak „grzeczne i łagodne” są jego pieski. Nie skorzystaliśmy. Udaliśmy się natomiast do mieszkańców Helenówki, znających temat od dawna: - Ten facet, jakby nie miał tego roweru, to by go te psy zagryzły. To są gady, ogromne wilczury przecież. A tam jest kojec, właściciel powinien na dzień je chociaż zamykać, ale nie – one sobie luzem latają. On tam, na posesji ma pracowników, któryś bramy nie domknie i psy wylatują za zewnątrz. Odkąd zaczął się tu budować, od ponad pół roku te psy się szwędają. Jednemu z mieszkańców to nie dość że weszły na posesję, to jeszcze psa zagryzły. A przecież jak tutaj dzieci będą szły, to te psy nie dadzą im szans i zagryzą, dopiero będzie tragedia - mówi anonimowy mieszkaniec ulicy.
Sprawa zawędrowała do komendy Policji w Myszkowie: - Policjanci ustalili właściciela, został na miejscu pouczony, nakazano mu także odprowadzić psy w bezpieczne miejsce. Właściciel został na miejscu pouczony przez policjantów i stwierdził na miejscu, że ktoś mu przeciął siatkę – informuje asp. Magdalena Modrykamień z myszkowskiej Policji. Co ciekawe, tuż po naszej rozmowie w tej sprawie z właścicielem psów, zadzwonił on do poszkodowanego, pana Zbigniewa z przeprosinami. Chociaż wcześniej zaprzeczał, że ma z tym cokolwiek wspólnego. – Nie zależy mi, żeby kogoś karać, mogę wybaczyć to zdarzenie, ale chcę zmienić czyjeś postępowanie, żeby takie sytuacje się nie powtarzały – podsumowuje rowerzysta.
Myszkowska policja poucza
Nie bagatelizujemy żadnego przypadku. Gdy napotkamy na swej drodze psy rasowe, agresywne, duże, stwarzające zagrożenie, proszę dzwonić pod numer policji 997 lub myszkowskiej straży miejskiej 34 313 21 42. My, po oględzinach powiadomimy SANiKO, które unieszkodliwi agresywne zwierzę. Następnie psem zajmie się lekarz weterynarii i jeśli uzna za stosowne – uśpi zwierzę. Proszę pamiętać, że właściciel agresywnego psa może dostać mandat do 200 złotych, lub zostać pociągnięty do odpowiedzialności przed sądem grodzkim – informuje dyżurny myszkowskiej Policji.
Marcin Bareła
Napisz komentarz
Komentarze